Jest to mój blog, który jest kontynuacją starego blogu "Wędrowiec, czyli Bies(z)Czady". Publikuję w nim swoje wędrówki z aparatem po zamkach, kościółkach, pałacach i innych ciekawych miejscach, jakich w Polsce, i nie tylko, nie brakuje.

31 paź 2013

ZAKAPIORSKIE ZADUSZKI

     Nadchodzące Zaduszki zawsze nastrajają mnie refleksyjnie i filozoficznie. Wędrówka po cmentarzu przywołuje wspomnienia o tych, którzy odeszli na drugi brzeg. Dobrze, gdy zostawili po sobie miłe wspomnienia, gorzej, gdy pozostały po nich tylko niemiłe. Na szczęście zawsze można znaleźć w nich choć odrobinę dobra, a tak przynajmniej jest u mnie. Bo człowiek jest niestety ułomny, grzeszny i nie jest Aniołem. Jednak dobra jest w nas więcej nic zła. No, może nie we wszystkich, ale w większości z nas tak. Nie wiem dlaczego, ale wędrówka po cmentarzu zawsze mnie uspokaja i pozwala oswoić się z przemijaniem i z myślą, że i na mnie przyjdzie kiedyś ten czas ostateczny. Dlatego staram się żyć tak, aby mnie dobrze wspominano, a przynajmniej bez złości i nienawiści. Zawsze mam przy sobie tego enigmatycznego obola dla Charona, aby bez komplikacji przewiózł mnie na ten drugi brzeg Styksu.
*


Jak widać w każdym z nas jest trochę Anioła, a trochę Biesa. Przynajmniej tak sobie wyobraża bieszczadzki artysta Zdzisław Pękalski.

     Co roku zapalam też symboliczny znicz na grobach Bieszczadzkich Zakapiorów, których prochy spoczywają na wszystkich bieszczadzkich cmentarzach. Zakapiorzy są solą, oddechem, wódką i historią Bieszczadu i dlatego święty Piotr Bieszczadzki zawsze ich wpuszcza na Niebieskie  Połoniny, a Bieszczadzki Anioł mu w tym pomaga.


                                
*
Mój symboliczny znicz na zakapiorskich grobach.
*
Andrzeja  Wasilewskiego "Jedrka połonuny"
Piotra Adamskiego  "Francuza"
Wojtka Belona
Jasia Głóda
Jorgusia
Kazimierza Klicha "Małego Kazia"
Bogusia Nabrdalika "Sikorka"
Władka Nadopty  "Majstra Bieda"
Zdzicha Rodosa
Tadzia Spisa
Jurka Świtalskiego  "Dwa Tysięce"
Janusza Zubowa
Zygrfryda Wilka "Zyzia"
Jana Cudzicha  "Johana z Chrewtu"
i wielu pozostałych, których nie dane było mi poznać.
*
I niech prowadzi ich po Niebieskich Połoninach Zakapiorski Jezus.
*

 Dla moich przyjaciół i znajomych, którzy odeszli już na zawsze niech będzie wyrozumiała i miłosierna Bieszczadzka Madonna.

28 paź 2013

NON OMNIS MORIAR

     Ze smutkiem odebrałem z rana wiadomość o śmierci Pierwszego Premiera RP Tadeusza Mazowieckiego.
     Miałem zaszczyt poznać go osobiście w czasie kampanii prezydenckiej w Głogowie - już wtedy członkowie PC (obecne PiS) próbowali buczeć, gdy przemawiał. Jednak było ich zaledwie kilku i po zwróceniu im uwagi uspokoili się. Wtedy to jeszcze było możliwe.
     Drugi raz spotkaliśmy się w marcu 2001 r. w Warszawie na Politechnice. Chwilę porozmawialiśmy i przypomniałem mu nasze spotkanie w Głogowie. Przypomniał sobie. Poprosiłem go o zdjęcie mojej córki Basi z nim i zgodził się od razu. A, że był to Człowiek Wielkiego Formatu i Kultury, to wstał do zdjęcia, mimo, że Basia miała wtedy 14 lat.
*
Warszawa 2001 r.

    O jego zasługach dla RP nie będę pisał, bowiem każdy przyzwoity człowiek je zna i wie, że są znaczne, tak w czasie Pierwszej Solidarności, transformacji ustrojowej, jak i później. Pan Tadeusz był przyzwoitym i zacnym człowiekiem i dlatego bardzo mi go żal. Jestem pewien, a piszę o tym ze smutkiem, że znajdą się różni prawicowi opluwacze, którzy będą próbować pomniejszyć jego zasługi, albowiem ich idole do pięt nie dorastają Panu Tadeuszowi Mazowieckiemu.

25 paź 2013

BIESZCZADZKIE WSPOMNIENIA

    Jesień nastraja wspomnieniowo i nostalgicznie.  Może dlatego, że widzimy czas przemijania od całej gamy kolorów po smutną szarość. Gdy widzę kolory liści za oknem, to przypominają mi się barwy jesieni w Bieszczadach, a mienią się one wszystkimi kolorami tęczy.
    Nastroiły mnie na wspomnienia, krótkie wspominki z Lotką o naszym wspólnym znajomym Andrzeju, który zapisał się w historii Bieszczadu i to nie zawsze złotymi zgłoskami. Niektórzy powiadają, że na dźwięk jego imienia strzelba sama się łamie, a naboje wskakują do komory nabojowej. Andrzej (Franciszek) Lach swoim życiorysem mógłby obdarować niejednego, więc nic dziwnego, że skłócony z życiem i prawem wylądował w Bieszczadach i zaczął zakapiorzyć. Miał swoją knajpkę w Ustrzykach Górnych, trochę rzeźbił, bo tę sztukę opanował na statku, gdy był marynarzem, ba, nawet stosowny dyplom rzeźbiarski zrobił...
    Bieszczady zawsze przygarniały takich niepokornych i dawały im schronienie. Wielu z takich niebieskich ptaków zadomowiło się w Bieszczadzie na zawsze. Wielu z nich już nie żyje, albowiem miłość do napojów wyskokowych nie zawsze idzie w parze ze zdrowiem. Co by jednak nie mówić, to zapisali się w historię bieszczadzkich Zakapiorów na zawsze. Skoro bowiem dobry Bóg stworzył takie niebieskie ptaki, to nie pozwoli im sczeznąć w zapomnieniu.
    Najpewniej odwiedzę Bieszczady latem przyszłego roku i odwiedzę tych, którzy jeszcze żyją i zapalę świeczkę na grobach tych, którzy odeszli już na Niebieskie Połoniny.
*
*
*
Kto nie zna, albo nie słyszał o zakapiorskiej knajpie "Siekierezada" w Cisnej, w której można wypić i ciekawe historie usłyszeć.
*
Być w Cisnej i nie wstąpić do Atamani sympatycznego Rysia Szocińskiego - poety i barda bieszczadzkiego to grzech ciężki. Bowiem w atamani Rysia można kupić rzeźby jego kolegów, Dusiołki co szczęście przynoszą i na wszystko pomagają,  pogadać o poezji i nabyć  tomiki wierszy od samego mistrza Ryśka, No i  najważniejsze, za darmo można się podzielić dobrym słowem, a dobrych słów nigdy za wiele.
*
Obok Atamani Ryśka znajduje się Kapliczka Zakapiorów na której słupie znajdują się tabliczki z nazwiskami zakapiorów, którzy odeszli na Niebieskie Połoniny. Kapliczka, to figura Jezusa Frasobliwego dłuta Zdzisia Pękalskiego, który sobie siedzi w beczce po piwie zwieńczonej baniastą kopułą  cerkiewną i krzyżem.
*
Być w Bieszczadach i nie odwiedzić Galerii w Piwnicy w Hoczwi u Zdzisława Pękalskiego to grzech niewybaczalny, ale nim się wejdzie do galerii i weźmie udział w misterium samego mistrza Zdzisia, zobaczy się  takie drewniane kapliczki.
*
Odda się pokłon samemu Biesowi... Ot tak, na wszelki wypadek.
*
Wypada też postać przy studni z wiecznie żywą wodą.
*
A już w samej galerii rzeźby Zdzisia zapierają dech w piersiach...
*
Jezus Zakapiorski...
*
Ostatnia Wieczerza w galerii ...
*
Dalsze rzeźby dłuta Zdzisława.
*
*
A to już teatr Jednego Aktora, czyli misterium Zdzisia Pękalskiego.
*
Nie można też nie zostać na chwilę bieszczadzkim biesem.
*
Nie wypada też nie potowarzyszyć mistrzowi w jego pracy. Bowiem Zdzisiu wykorzystuje do swoich dzieł stare koryta, różne drewniane dzieże, deski z obór zdeptane racicami bydła, spalone deski z dawnych cerkwi, korzenie drzew i czego to jeszcze natura nie dała.
*
Bieszczady w deszczu, czy słońcu zawsze mają swój niezapomniany urok.
*
*
*
Bieszczady to kraina cerkiewek i ich magia w drewnie zaklęta.
*
To też miejsce dla zagubionych i skłóconych z życiem. 
Obok przydrożnego barku niedaleko Dwernika Alenka nakarmiła tego wędrowca zupą i chlebem, a ja piwem i papierosem.
*
Bieszczady to kraina przyjaciół z całego świata. Od lewej Alenka z Niemiec, Jędruś z Wrocławia Ania z Głogowa, Bronek z Florydy, Renia z Głogowa. Za kadrem Tereska z Florydy, Karolinka z Głogowa (pojechały naprzód samochodem) i ja za obiektywem.

     Alenka teraz mieszka w Bukowym w Mchawie z Jędrusiem, Bronek i Tereska przez wiosnę, lato i jesień w Mchawie, a na zimę jadą na Florydę, gdzie mieszkają na stałe. A my jak zwykle w Głogowie na Dolnym Śląsku.

     Przed chwilą rozmawiałem przez telefon z Alenką, która jest zagoniona przy remoncie Bukowego. Rozmawiałem też z Ryśkiem Szocińskim, który mnie zapraszał na Zakapiorskie Zaduszki. Szkoda, że musiałem odmówić... Ale na przyszły rok latem zawitam w Bieszczady.

22 paź 2013

TO JUŻ 30 LAT!

   Dzisiaj właśnie mija 30 lat mojego trzeźwego życia. To właśnie 22 października 1983 roku podjąłem decyzję o zmianie swojego życia z pijanego na trzeźwe... Udało się!
     Czy było trudno? Oj było. Czy było warto? Było! Po stokroć było!  Czy miałem chwile zwątpienia i psychiczne doły? Miałem i to od zajebania. Najważniejsze, że tamtego Michała sprzed trzydziestu lat dawno już nie ma. Jest za to inny, trzeźwy, starszy, opanowany, tolerancyjny, spełniony i masywniejszy o 30 kilogramów... Jest facio, który swoje życie obrócił o 180 stopni i wrócił do dawnych wartości, zainteresowań, które znacznie poszerzył. Facio z szalonymi, ale realnymi pomysłami i marzeniami. Facio, który stracił kompanów od kieliszka i kufla, a zyskał nowych przyjaciół, kolegów i znajomych, choćby Was kochani  blogowicze.
     Gdyby ktoś mi 20 października 1983 r. powiedział, że odzyskam rodzinę, powiększę ją i po trzeźwych latach "zdziadzieję", czyli będę miał (na razie) trzy wnuczki i wnuka, które bardzo kocham, że napiszę trzy książki, wiele sensownych tekstów, esejów, artykułów i haseł do EZG, zrobię prawo jazdy w wieku 65 lat, doczekam emerytury z średniej półki i poznam ciekawych ludzi z pierwszych stron gazet i nie tylko, to bym nie uwierzył. Bo tego dnia chciałem tylko wytrzeźwieć. Reszta przyszła ciężką pracą nad sobą.
      Brodę zapuściłem na odwyku taką jak Waldka, a pełną w 1984 r. i noszę ją do dziś.
*
Ja i mój terapeuta Waldek.
*
Ja na odwyku. Obok mnie terapeutka Jadzia i dwie praktykantki z medyka.


     Nie będę opisywał jak piłem i trzeźwiałem, bo opisałem to w swoich trzech książkach i opowiedziałem w wywiadach do gazet.
     Najważniejsze, że nauczyłem się pokory wobec życia i wyrozumiałości wobec własnej niedoskonałości.
*
No i bardzo mi pasuje franciszkańska skromność.

    Nie obnoszę się z swoją trzeźwością, ale aby nie zapomnieć KIM JESTEM, mam w swoim Szrociku ładną zawieszkę  na wstecznym lusterku od aowców, na której z jednej strony jest modlitwa o pogodę ducha, a z drugiej znak AA z napisem: "Nie pije, bo mam w tym swój własny interes". A w moim pokoju wisi oprawiona w ramki Desiderata, według której staram się żyć.
    I pomyśleć, że trzydzieści lat temu nie miałem nic, a teraz mam wszystko - Rodzinę, szacun, Was, znajomych i przyjaciół, stare zamki, pałace, zabytkowe kościółki, stare opactwa i wiele innych ciekawych miejsc... Mam też Bieszczady...

20 paź 2013

KONFERENCJA REGIONALISTÓW

   Wczoraj odbyła się konferencja regionalistów z okazji 20-lecia Encyklopedii Ziemi Głogowskiej pt: "Małe ojczyzny na styku regionów".
   Nie ukrywam, że ucieszyłem się z zaproszenia, gdyż jestem od wielu lat członkiem Towarzystwa Ziemi Głogowskiej w którym pełniłem funkcje członka Rady TZG i przewodniczącego Sądu Koleżeńskiego. Jestem też autorem 19 haseł i byłem w Kolegium, i Komitecie Redakcyjnym.
     Program konferencji był ciekawy, można było podyskutować, wysłuchać ciekawe wykłady, spotkać znajomych regionalistów z Dolnego Śląska, Wielkopolski i Ziemi Lubuskiej i przy okazji kupić ciekawe książki o innych regionach i miastach.
*
Zaproszeni uczestnicy konferencji otrzymali identyfikatory z  wskazaniem jakie stowarzyszenia i region gość reprezentuje.
*
    Nie brakło też gości z tytułami naukowymi. Warto wspomnieć, że większość regionalistów to pasjonaci historii swojego miasta, czy regionu, ba, większość nie jest nawet z zawodu historykami, choć wiedzę o swoim mieście, czy regionie mają imponującą. Bywało, że nieraz dochodziło do małych zgrzytów na styku zawodowcy - pasjonaci, ale najczęściej  kończyły się one kompromisami.
     Warto podkreślić, że jesteśmy pionierami takich lokalnych encyklopedii, a przez 20 lat wydaliśmy 73 zeszyty EZG. Początki były trudne, brak funduszy i niezbędnego sprzętu - komputera, skanera, drukarki, etc... Hasła pisało się na własnych maszynach do pisania, następnie Paweł wklepywał je w komputer, drukował matrycę i na zabytkowym kserografie kopiował kartki i składał je w ręcznie zszywane zeszyty. Po latach sytuacja zmieniła się o tyle, że przybywało komputerów prywatnych z dostępem do internetu i lepsza kserokopiarka... I tak doszliśmy do czasów drukowania kolejnych zeszytów w profesjonalnych drukarniach.
     Szkoda, że pomysłodawcy EZG i jej redaktorzy w osobach: dr Janusza Chutkowskiego i Jerzego Sadowskiego już nie żyją, ale zarazili wielu z nas swoją pasją. No i pilnowali, aby autorzy haseł mieli symboliczną wierszówkę i za bardzo nie dokładali do interesu. Warto wspomnieć, że pan Janusz był prawnikiem i doktorem nauk humanistycznych, a pan Jerzy budowniczym mostów i innych konstrukcji stalowych w kopalniach miedzi i w czasie budowy huty. Miło było usłyszeć wspomnienia o tych wspaniałych ludziach, które ukazały się w jubileuszowym 73 zeszycie. Fajnie było spotkać dawnych prezydentów Głogowa - Jacka Zielińskiego, Zbigniewa Rybkę, którzy zawsze wspierali naszą encyklopedię i znajdowali fundusze na jej wydanie. Szkoda, że nie było obecnego prezydenta Jana Zubowskiego, któremu wypadł służbowy wyjazd za granicę, ale reprezentował go przewodniczący Rady Miasta Andrzej Koliński. Nic więc dziwnego, że uhonorowano ich i innych zasłużonych dla EZG  dyplomami.
*
A to jubileuszowy zeszyt EZG, gdzie odnalazłem swoje nazwisko, zdjęcie w reporterskim stroju i wspomnienia.

    Po obiedzie udaliśmy się na małą wycieczkę po dawnych fortyfikacjach Głogowa.
     Uświadomiłem sobie, że na moich blogach opublikowałem reportaże z moich wędrówek po zamkach, kościołach, pałacach i miastach, a wiele moich zdjęć krąży gdzieś w sieci... A co mi tam. I bez fałszywej skromności napomknąłem o tym zaproszonym regionalistom podając adres blogów.

15 paź 2013

BRAMA ŻAGAŃSKA

    Podczas mojej wędrówki po Szprotawie, którą opisałem w poprzednim blogu, czas wspomnieć o Bramie Żagańskiej. Zbudowano ją w 1330 roku, a pod koniec XIX wieku dodano ozdobne blanki i wymodelowano szprotawski herb. W Szprotawie była jeszcze druga brama - Głogowska.
    Po 1945 roku baszta bramna pełniła rolę filii archiwum państwowego, a od 2004 r. jest siedzibą Muzeum Ziemi Szprotawskiej. Dzięki uprzejmości szefa muzeum udało mi się je zwiedzić poza godzinami otwarcia.
    Przed basztą znajdują się stare, kamienne płyty nagrobne i części płyt epitafijnych, które ocalono od zniszczenia. W baszcie są wystawione różne ciekawe przedmioty z różnych czasów i ostatnich peerelowskich lat.

Fotorelacje
*
Baszta bramna z herbem Szprotawy.
*
          *
Przed basztą przed mostem nad Bobrem znajduje się figura św. Jana Nepomucena. Obok wejście do baszty - muzeum.
*
Kamienne płyty nagrobne na terenie muzeum.
*
Stary kufer podróżny.
*
Skrzynia posażna panny młodej z ornamentami łużyckimi.
*
A to stare apteczne buteleczki i inne przedmioty.
*
A to już znajome sprzęty z lat późniejszych.
*
    Stare garnki i skorupy naczyń glinianych, a obok magiel, "pralki (tary) automatyczne" i stare maszyny do pisania.   
          *
Stary miecz dawnych wojów.
*
A to już militaria z ostatniej wojny.
*
A to już swoisty misz masz z lat wojennych i powojennych, a po prawej czapki wojsk radzieckich, polskich i nie tylko.

    I tym sposobem zakończyłem swoją wędrówkę po sympatycznej Szprotawie, w której za kawalera pracowałem na budowach PRL-u.  Dbałem też o to, aby szprotawskie knajpy i pijalnie piwa nie splajtowały. Ale ratusz z dwoma wieżami zawsze mnie fascynował.
*
Każdy przyzna, że ratusz niczym bombonierka.

    Jadąc do poznania odpadł mi tłumik w moim Szrociku. Jakoś go podwiązałem i dojechałem z gracją do mechanika, który mi go przyspawał. Jak jechałem bez tłumików, to dachówki z dachów spadały. Kupiłem nowy i jutro jadę do warsztatu, aby go zamontować, bo spawanie układu wydechowego, to leczenie trypra pudrem. Takie to są już uroki zabytkowych Szrocików... Najważniejsze, że mnie się podoba i że żyjemy w dobrej komitywie.

10 paź 2013

TO SILNIEJSZE OD NIEGO

    Głośno ostatnio o słowach kościelnego hierarchy abp. Michalika. Palnął ten ancymonek, że pedofilia wśród księży często wynika z faktu, że to same dzieci ich prowokują i sprowadzają na ciernistą drogę grzechu. Szum się podniósł w massmediach okrutny, więc purpurat Michalik przeprosił za swoją wypowiedź, nazywając ją (sic!) lapsusem.
    Jednego jestem pewien, że ten pan nie raz jeszcze palnie jakiegoś "lapsusa", bo ma mentalność muszki owocówki i niesamowitą ciasnotę umysłu. Niby gość inteligentny i wykształcony, a gada jak potłuczony... I będzie gadał, bo to silniejsze od niego. Mentalność trudno jest zmienić, ot co.
    Wstyd mi za arcybiskupa z którym wiele lat temu dzieliłem się jajkiem wielkanocnym i siedziałem przez stół. Teraz wiem, że to nie było grzechem, a wstydem raczej. Na szczęście abp. Michalik już wtedy zrobił na mnie złe wrażenie, bo palnął, a było to po upadku komuny w czasie rządów Premiera Mazowieckiego, że to nie jego Rząd i nie jego Polska. Dla mnie, dla którego Wolna Polska i Mazowiecki były wartością samą w sobie, słowa hierarchy odczułem jako naplucie mi w twarz. Od tej pory tego pana nie trawię. Szkoda, że wielu księży i biskupów myśli podobnie jak Michalik. 
    Mam jednak nadzieję, że papież Franciszek zrobi porządek z takimi konfratrami. Mnie tam rybka, ale dla wierzących to bardzo ważne. Oczywiście dla tych myślących, a nie wyznawców religii smoleńskiej i mnicha Rydzyka.
    Jutro jadę do Poznania odwiedzić kuzyna Wojtka, a przy okazji przygotować mojego Szrocika do zimy. Wojtek ma swój zakład elektromechaniki samochodowej, odpowiednie ustrojstwa i narzędzia. Wymienię też akumulator na silniejszy, bo ten mój, choć ma dopiero 1,5 roku i jest dobry, to ma zbyt słabą moc rozruchową i w czasie mrozów muszę go zabierać do domu na czas przerwy w jeździe. Pani, która mi go sprzedawała sprawdziła w katalogu, że 35 A/H wystarczy. Okazało się, że na trzy pory roku jedynie, a na zimę jest za słaby. I tym sposobem będę miał dwa akumulatory - na zimą i cieplejsze pory roku. A co mi tam, od przybytku głowa nie boli.
    8 października minęło 37 lat mojego pożycia małżeńskiego z Renią. Bywało na ogół dobrze, nie licząc drobnych sprzeczek, czyli jak to w rodzinie. Odchowaliśmy czwórkę dzieci, doczekaliśmy się czwórki wnuków, które rozpuszczamy, bo dzieci się kocha i wychowuje, a wnuki kocha i rozpuszcza. I dlatego jestem bezwzględny wobec pedofilów wszelkiej maści i ich obrońców.
*
*
Jak wrócę, to opublikuję nową wędrówkę do Baszty Żagańskiej w Szprotawie.
*
******