Jest to mój blog, który jest kontynuacją starego blogu "Wędrowiec, czyli Bies(z)Czady". Publikuję w nim swoje wędrówki z aparatem po zamkach, kościółkach, pałacach i innych ciekawych miejscach, jakich w Polsce, i nie tylko, nie brakuje.

27 gru 2014

MOJE MARZENIA

   Zbliża się milowyni krokami Nowy Rok 2015, a wraz z nim nowe plany życiowe, nowe marzenia, nowe postanowienia. Bywa, że trzeba nieraz przestawić swoje życie na inne tory... Ja już na szczęście niczego nie muszę, bo w moim wieku drastyczne zmiany nie są wskazane, a i starych drzew już się nie przesadza. A i żadnych postanowień nie lubię na próżno składać, bo tradycjanalistą jestem. I niech ta pozostanie.
    Jednak pewne małe zmiany zawodowe się szykują, bo pewnie zacznę na małą skalę swoje zajęcia w Miłkowie. Rok wypoczynku wystarczy, a skoro o mnie pamiętają, to nie jest najgorzej. Zawsze parę złotych się przyda.
    Mam dwa marzenia - jedno to zmiana samochodu na nowszy, co jest z tych realnych, a drugie marzenie jest już mniej realne. Ale pomarzyć warto.
    Chciałbym sobie kupić jakąś niedużą wieżę rycerską, odrestaurować ją, pokonującć wszelkie złe moce i knowania konserwatora zabytków, który woli zabytek puścić w ruinę, niż dać komuś wyremontować na swój sposób. Znam i widziałem wiele takich przypadków... Nawet już sobie taką jedną niszczejącą wieżę upatrzyłem w Witkowie niedaleko Szprotawy w województwie lubuskim. Niestety jest zaniedbana i wymaga wiele pracy i środków, a te na razie mam skromne, bardzo skromne. Ale kto wie, może żona wygra kumulację w totka i... Pomarzyć można.
    Wieża w Witkowie została zbudowana w 1400 roku i służyła kilku zacnym rodom. Obok niej był folwark. Do 1711 roku służyła właścicielom, a później pracownikom folwarku, bo właściciele zamieszkali w pałacu obok. Niestety po 1945 roku została upaństwowiona i popadała z roku na rok w ruinę, przy przyzwoleniu kolejnych konserwatorów zabytków. W latach 1978 - 1984 częściowo ją wyremontowano i służyła jako siedziba stacji badawczej Muzem Archeologicznego Środkowego Nadodrza. Teraz ponownie w rękach prywywatnych, ale niszczeje, podobnie jak stary folwark i pałac i wejść do niej nie można.
*







Musicie mi przyznać, że to urocze i magiczne miejsce.



Średniowieczne freski ścienne ze scenami religijnymi.



Szkoda, że teraz to niszczeje...


...a jeszcze parę lat temu tak to wyglądało.

     Można sobie pomarzyć, a póki co, to wybieram się na kilka dni do Poznania, aby z kuzynem Wojtkiem sobie pogadać i przy Szrociku sobie podłubać, bo przegląd się zbliża, ale nim wyjadą, to...
*
ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO  NAJLEPSZEGO  W  NOWYM  ROKU  2015. OBY  NAM  SIĘ  DOBRZE  DZIAŁO  I  FINANSOWO  DARZYŁO  I  WSZYSTKIE  NASZE MARZENIA  ZISZCZYŁY ....

21 gru 2014

I OBY NAM SIĘ...

    Święta Bożego Narodzenia zbliżają się coraz szybciej. Lubię te święta, bo są bardziej rodzinne, bliscy sobie wybaczają dawne urazy i życzą sobie wszystkiego co najlepsze...
*


JA  RÓWNIEŻ  ŻYCZĘ WSZYSTKIM PRZYJACIOŁOM,  ZNAJOMYM  I NIEZNAJOMYM,  TYM CO DO MNIE ZAGLĄDAJĄ,  LUBIĄ  MNIE,  ORAZ TYM,  CO  ZA  MNĄ  NIE PRZEPADAJĄ -  ZDROWYCH,  RADOSNYCH  I  WESOŁYCH  ŚWIĄT,  OBFITEGO  STOŁU  I  TRADYCYJNYCH  DWUNASTU POTRAW  WIGILIJNYCH.  I  TEJ,  TAK  BARDZO NAM  POTRZEBNEJ  SERDECZNOŚCI  I  DYSTANSU  DO MINIONEGO  OKRESU.
*
   Chciałbym się podzielić pewnym miłym wydarzeniem, które zapoczątkowało 13 grudnia. Kolega przepisał moją niewydaną książkę o głogowskiej Solidarności 1980 - 1984, która istniała w maszynopisie (gdy ją pisałem nie miałem jeszcze komputera).  Ja już dawno straciłem nadzieję na jej wydanie. Ba, straciłem nawet serce do zabiegania o jej upublicznianie i kołatania do kolejnych drzwi. Kolega Darek jednak podjął starania i zaczął szukać sensownych sponsorów i ma dużą wiarę, że książka się ukaże po wielu latach "pułkownikowania". Przesłał mi ją mailem i zacząłem ją poprawiać, wygładzać i uaktualniać, gdyż wielu bohaterów z dawnych czasów już odeszło na drugi brzeg.
        Ponieważ jestem leniem, nałożyłem na siebie obwiązek codziennej pracy nad książką  i to przez minimum dwie godziny... Jak do tej pory wywiązuję się z postanowienia i zbliżam się do końca.  Jestem już pewien, że w Nowy Rok wejdę bez tego balastu.
     Nie będę pisał, dlaczego książka nie wyszła przez kilkanaście lat. Było, minęło.... Dla ciekawych powiem, że mój maszynopis jest ujęty w trzech pracach magisterskich i dwóch poważnych książkach hitorycznych. Krętymi jednak drogami wędruje łaska Pana i nieznane są jego zamysły...

     Dla poprawy nastroju i pewnego relaksu oglądam obrady sejmu i komentowanie ich przez polityków i dziennikarzy. Od dawna bowiem uważam, że nasz sejm stał się kiepskim kabaretem. 
    Ubawiłem się setnie, gdy posłanka Pawłowicz urządziła sobie z ławy poselskiej jadłodajnię i zajęła się konsumpcją. Szamała aż jej się uszy trzęsły... Poradziła sobie z kotletem i sałatką, ale nie zdążyła zdrowo beknąć dla zdrowotności gdy posypały się na nią gromy. Boże jakie padały okrutne słowa, którym posłanka ripostowała dzielnie, aczkolwiek rynsztokowo. Oberwało się nawet prezesowi Kaczyńskiemu, który ruszył w sukurs posłance i usłyszał: spadaj kurduplu... Oj działo się działo... Wcześniej jednak pani Pawłowicz obraziła po chamsku dziennikarkę i pewnego posła, bo cosik się jej pewne fakty popieprzyły...
     Jednego jestem pewien, że posłanka Pawłowicz nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa i tylko patrzeć jak zacznie głośno puszczać wiatry, a na koniec wykasztani się przed trybuną sejmową. A co! 
     Jeno prezia mi żal, bo wygląda mi biedaczek, że jest mocno skofudowany i sprawia wrażenie, że nie panuje już nad swoimi posłami. Za to ci, trzymają się mocno.
      Na drugi dzień było prawienie sobie grzeczności przy opłatku, ale jak zwykle zawiedli posłowie PiS, bo tylko mała delegacja ich była. Jest bowiem powszechnie wiadomo, że PiS woli łamać kołem, niż z innymi opłatkiem.

      Najważniejsze, że poczyniłem już zakupy swojskich wędlin, oporządziłem karpie, których dzwnoka czekają w zamrażalniku na wigilię, ugotowałem już świąteczny bigos... Mój bigos. Choinkę żona ubrała, a ja czekam na smażenie karpi przed wigilią, bo to moje zadanie....
     No to na zdar rebiata i oby nam się dobrze działo.

17 gru 2014

PIĘTNAŚCIE LAT MINĘŁO...

     W poniedziałek byłem na super imprezie z okazji XV - lecia naszego Głogowskiego Stowarzyszenia Literackiego, którego jestem członkiem od ponad czternastu lat. Ba, nawet pełniłem zaszczyną funkcję Przewodniczącego Sądu Koleżeńskiego. Funkcja była godna, prestiżowa i niewymagająca większego wysiłku, bo literacka brać nie była pieniacza i sądzić nie musiałem. A bardzo sobie cenię święty spokój...
   Uroczystość i promocję książki Małgorzty Górawskiej poprzedził spektakl  głogowskiego teatru "Pierwiastek z nas" pt. "Law, law, law" w reżyserii Piotrka Mosonia. Piotrek to instytucja i łatwiej mi powiedzieć kim nie jest. Nie jest na pewno murarzem-tynkarzem. 
*

Piotrek zapowiada spektakl.

   Oj działo się działo. Bo była to spektakl satyryczny i bardzo dynamiczny. Tak dynamiczny, że ja, co swoje lata już mam, a co za tym idzie wolniej kumam bazę, po dziesięciu minutach się pogubiłem kto to książę, giermek i sekretarz. Rozpoznawałem jeno postawną królewnę, dostojnego króla, służącą Marysię i starego wiarusa strażnika, który pewnie wrócił z wojny trzydziestoletniej, bo był ranny w nogę. 
    W spektaklu chodziło o to, aby wydać królewnę za księcia, ale ten niezbyt się kwapił do ożenku i smalił cholewki do Marysi, do której smalili również sekretarz i giermek. Tak mi się przynajmniej zdawało, bo ciagle zamieniali się szatami i zbrojami. Domyślałem się, że książę to pewnie ten, co wołał "królestwo za konia", bo mu się szkapina gdzieś zapodziała. Królewna tak była skołowana i ochotna do zamężcia, że wyszłaby nawet za strażnika, czy innego ciurę obozowego. Tylko dostojny król się frasował pomysłami królewny, bo szykował się gruby mezalians, że o myślach samobójczych królewny i pozorowanym morderstwie...(-)  nie wspomnę.
   Nie będę trzymał swoich przyjaciół w niepewności i zdradzę zakończenie - książę oddał swoją rękę, ale bez większego entuzjazmu królewnie, a służąca Marysia skumała się z... I tu nie jestem pewien czy z sekretarzem, czy z giermkiem.  A co tam, ważne, że wszyscy byli szczęśliwi, aczkolwiek książę nieco mniej.

Pewnie giermek coś knuje i namówił księcia na zamianę szat, a może i zbroi.

Król się deczko wkurzył, a królewna kombinuje za kogo wyjść..



Marysia tryumfuje, a krówna próbuje kogoś z sali zarwać...


                                                                              
Królewna się miota, a Marysia  zastanawia.


Powstała lekka zadymka z kawalerami, a i służaca Marysia też jest lekko skołowana z nadmiaru kawalerów smalących do niej cholewki.

A to już koniec spektaklu i szczęśliwe zakończenie. Od lewej dostojny król, stary wiarus strażnik, królewna co dostała księcia, dalej sekretarz i giermek (tak mi się zdaje) i niezbyt szczęśliwy książę, też tak mi się zdaje. Nie bardzo rozumiem księcia, bo za pół królewstwa może sobie kupić niejedną szkapinę.

Zaproszeni goście - druga od lewej pani wiceprezydent Głogowa Bożena Kowalczykowska, obok niej mjr Mariusz Ślusarz z-ca dowódcy garnizonu i Jeremi Hołownia członek Zarządu Powiatu. Dalej Krzysiu Jeleń  prezes GSL i Stefan Górawki szef Klubu Batalionowego. Po drugiej ręce pani prezydent siedzi poeta Tadeusz Kolańczyk i dyrektor ZSE Wojciech Janisio.
    
   Po jajcarskim spektaklu nadeszła wiekopomna chwila do ogłoszenia piętnastolecia GSL, odebraniu gratulacji, kwiatów i okolicznościowych upominków. Nie powiem było miło, dostojnie i uroczyście. Po ochach i echach pani Małgorzata Górowska zaprezentowała swoją książkę "Świadectwo epoki. Literacki Głogów początków XXI wieku".  Książka, to kompedium wiedzy o głogowskim środowisku literackim, historii GSL, wszystkich imprez i wydawnictwach. Jest też bogato ilustrowana zdjęciami. Zawiera też kilkanaście biografii głogowskich poetów i także mojej skromnej osoby prozaika. Jest to bardzo ciekawa pozycja, książka, a nie ja, która powinna być w biblioteczce wszystkich interesujących się głogowską kulturą. Oczywiście każdy z nas otrzymał po dwa egzemlarze, jak również i ci, którzy przyczynili się do powstania tej książki, że o zaproszonych gościach nie wspomnę.
    Po oklaskach i uhonorowaniu pani Małgosi udaliśmy się na zasłużony bankiecik i urodzinowego torta. Oj pokuszałem sobie pokuszałem, bo drugi kawałek tortu wmusiła we mnie Agnieszka "Miss Teksasu". Zjadłem, bo pięknym kobietom się nie odmawia.

Stefan i Krzysiu zagajają początek jubileuszu GSL

Pani Prezydent wręcza stosowny list gratulacyjny od władz miasta i bukiet róż czerwonych na ręce prezesa GSL Krzysia Jelenia.

Członek Zarządu Powiaty pan Jeremi Hołownia składa gratulacje, list pochwalny, kwiaty i prezent.

Założyciele GSL. Od lewej Joasia Lehman,  Tadziu Kolańczyk, Heniu Adamczyk, Irena Kubiak, Władek Paździoch. Kasia Swędrowska i  Mietek Sosialuk.


Małgorzata Górawska autorka książki i Krzysiu Jeleń prezentuę autorkę i książkę. Tę książkę.

 Pani Małgorzata cała w skowronkach (znam te uczucie), Pani Prezydent i Jeremi Hołownia członek Zarządu Powiatu.

Ja się też na książkę załapałem i...

na Kalendarz Literacki, który był promowany.

    Fajnie było, ale się skończyło, pora więc pójść do kasyna wojskowego na bankiecik na miarę naszych możliwości, lampkę szmpana i tort jubileuszowy.



Co pokuszałem i pogadałem z przyjaciółmi to moje...

A oto moja legitymacja i dowód, że nie bujałem i kombatanctwa sobie nie przypisywałem.

14 gru 2014

MÓJ 13 GRUDNIA

    Mam do stanu wojennego osobisty stosunek, ale to już historia, a ja nie muszę się wzorem Kaczora silić na kombatanctwo. Było minęło. Nie lubię szwendać się po partyjnych manifestacjach i wysłuchiwać okrzyków oszołomów, klakierów i jakiegoś wodzireja. Mierzi mnie retoryka - jeden Naród, jedna partia, jeden wódz,  jedna pięść i że Polska to PiS. Takie manifestacje powiewają mi kalafiorem. Ot co.
    Dla odmiany nastroju wolałem z żoną pójść na spotkanie znajomych i przyjaciół z okazji 50-cio lecia głogowskiego zespoły beatowego "Głogi".
    Zespół ten powstał w PDK (Powiatowy Dom Kultury) w 1964 roku, gdy ja skończyłem 18 lat. Już wcześniej byłem związanay z pedekiem, bo miał swoją magię, fajne oferty dla młodzieży, a i kierowniczka PDK pani Julita Wójcik-Michalewicz, była nietuzinkową postacią naszej kultury. Miała i ma nadal niesamowitą charyzmę i zawsze potrafiła się z każdym dogadać, nawet z młodzieżą, która do aniołów nie należała.
    I w tym właśnie magicznym miejscu powstał zespół "Głogi", który rozsławiał nasze miasto poza jego granicami, wygrywał konkursy. Grał nawet w NRD. Ale nie dlatego jestem z niego dumny. Grali w nim moi koledzy, chodziłem na potańcówki na których zespół grał. Bo pedek i Głogi, to moja młodość. Oczywiście był to zespół amatorski, ale na pewnym poziomie artystycznym...
    Spotkanie odbyło się w Piwnicy Artystycznej pod św. Mikołajem na głogowskiej starówce. Było granie, wspomnienia i wiele ciepłych słów. Było co wspominać, zwłaszcza, że paru już odeszło na zielone łąki, część wyjechała, z Głogowa. Wokalistka Marysia Pawlak dostała się do zespołu Mazowsze, perkusista Jurek Karaszewski wyjechał do Niemiec, gitarzysta Rysiek Żurek do Chicago w USA, drugi perkusista Maciek Kuczak jest schorowany. Zmarł gitarzysta Józek Grobelny i Zbyszek Solon... Jednak trzon zespołu przetrwał i stanowi zgraną paczkę przyjaciół, która się spotyka i sobie pogrywa.
    Fajnie było ich posłuchać, powspominać, zobaczyć dawnych znajomych, i kolegów, których bym w innych okolicznościach nie spotkał. Te minione pięćdziesiąt lat widać po naszych twarzach i siwych włosach, ale jakość muzyki się nie zmieniła. Fakt, że nie grają obecnej muzyki, ale tą naszą z młodości...
    Szkoda, że nie zabrałem aparatu, a zdjecia z mojej komórki nie są najwyższego lotu. Ale chyba nie o to chodzi.
*
Pamiątkowy znaczek okolicznościowy.

GŁOGI - wokalista Zbyszek Skapura, od lewej gitara solowa - Tadek Sytnik, po prawej gitara rytmiczna - Rysiek Przyboś i gitara basowa - Adam Wolny.
Wokalistka Krysia Sytnik.
Dawna kierowniczka PDK Julita Wójcik-Michalewicz odleciała w wspomnienia.
Zasłuchana Julita i  Tadek Sytnik.

Rysiek Przyboś i Adam Wolny.

   Te kilka godzin odlotu w młodość minęło jak z bicza trzasnął, ale magiczny nastrój pozostał w mojej duszy. Tadek mi na przywitanie powiedział, że gdyby nie te pięćdziesięciolecie, to chyba byśmy się nie spotkali. Coś w tym jest, bo każdy ma swoje życie, miejsce na ziemi, a nasze drogi nie muszą się przecinać. Tylko Ryśka częściej spotykam na występach i pogrzebach, bo gra na bębnach w Orkiestrze Dętej Huty Miedzi Głogów.
   Kolejna miła dla duszy impreza jest w poniedziałek w Klubie Batalionowym, gdzie na spotkaniu Głogowskiego Stowarzyszenia Literackiego, odbędzie się promocja książki Małgorzaty Górowskiej - "Świadectwo epoki. Literacki Głogów początków XXI wieku" (ponoć będzie w książce i o mnie) oraz"Kalendarza Literackiego GSL" na rok 2015. Spotkanie umili nam spektakl "Law, Law, Law" w wykonaniu teatru "Pierwiastek z nas". A po tym mały bankiecik w Kasynie Wojskowym.
   Oj będzie się działo....