Jest to mój blog, który jest kontynuacją starego blogu "Wędrowiec, czyli Bies(z)Czady". Publikuję w nim swoje wędrówki z aparatem po zamkach, kościółkach, pałacach i innych ciekawych miejscach, jakich w Polsce, i nie tylko, nie brakuje.

30 cze 2013

BIESZCZADZKIE CERKWIE

     Bieszczady, to nie tylko góry, połoniny, lasy i nieokiełznana przyroda. Bieszczady to też piękne cerkiewki z drewna, które jeszcze przetrwały dla potomnych.
    Gdy zaczęto odkrywać te wspaniałe góry, znaleźli się cwaniacy, którzy penetrowali liczne cerkiewki, ogołacając je z starych ikon, na które tworzyła się moda na Zachodzie. Nim się zorientowano, to wiele unikatowych ikon przepadło bezpowrotnie. Podobnie było z cerkwiami, które niszczały i popadały w ruinę. Państwo wychodziło z założenia, że w ten sposób usunie ślady religii prawosławnej i grekokatolickiej z tych terenów, a tym samym pamięć dawnych mieszkańców - Ukrainców, Bojków, czy Łemków w zachodniej części Bieszczadu.
      Przez następne lata też nie było lepiej. Przetrwały jedynie te, które przemieniono na kościółki katolickie, albo nieliczne, gdzie byli jeszcze ich dawni użytkownicy. Część cerkiewek przeniesiono do skansenu w Sanoku, gdzie można je podziwiać.
      Na moich oczach niszczały cerkiewie na Paniszczewie, Skorodnym, Chrewcie i w Lutowiskach, którą rozebrano, a z drewna zbudowano kościółek w Dwerniku.  Gdy po latach wróciłem w znajome strony, to tych cerkiewek już nie było. A szkoda.
     Kocham Bieszczady, podziwiam dawne cerkwie, których widok wywołuje w mojej duszy wspanaiałe uczucie duchowe. Boleję, że tak niewiele pozostało drewnianych chyż (chałup) bojkowskich i łemkowskich. Radośniej mi się robi na widok przydrożnych krzyży, kapliczek, figurek, które przenoszą mnie w dawny, zapomniany świat Bieszczadu i ludzi, którzy tu żyli za pan brat z naturą.
*
Kapliczka przydrożna w drodze do cerkwi w Uluczu.
*

Unikatowa cerkiew w Uluczu.
*

Tylny widok cerkwi w Uluczu.
*

*

*
*

*

*

Dzwonnica.
*
Bojkowska chyża.
*
*

*

*

Łemkowska chyża.
*

*

*

*

*
     Mógłbym wiele pisać o pięknych cerkwiach bieszczadzkich drewnianych i murowanych. Dobrze, że część z nich przetrwała dla turystów i takich zakochanych w Bieszczadach nawiedzeńców jak Alenka i ja. Bo dla mnie Bieszczady są wartością samą w sobie ze swoją przyrodą, dobrymi ludźmi, starymi chatami, cerkwiami, kościółkami, synagogami, które jeszcze przetwały. Bieszczady, to też świat Zakapiorów, którzy są artystami samymi w sobie. Szkoda tylko, że tak niewielu ich pozostało, bo wiekszość przeniosła się już na niebieskie połoniny. Dobrze, że wielu z nich znałem osobiście, a z tymi którzy pozostali jestem zaprzyjaźniony.

23 cze 2013

WSPOMNIENIA BIESZCZADU

   Coś mnie naszło, że zatęskniłem za Bieszczadami. Może to za sprawą Alenki, a może z innych, głębszych powodów. Świadomość, że w tym roku tam nie pojadę troche mnie przytłacza, a to za sprawą mojej Reni, bo się uparła kuchnię remontować. A jak będzie romont, to nie będzie kasiorki na bieszczadzką wędrówkę. Ja bym wybrał jednak Bieszczady, ale z kobietami lepiej nie dyskutować, bo i tak się jest na przegranej pozycji.
      Mam wiele zdjęć z Bieszczadów, ale tym razem opublikuję zdjęcia mojego kolegi Przemka Kowalskiego, który mnie wiele fotek sprezentował. Moje, choć jest ich kilkadziesiąt, już się opatrzyły na starym blogu.
     Brakuje mi bieszczadzkich klimatów, widoków gór, połonin, cerkiewek, ludzi, przyjaciół i odchodzącej na niebieskie połoniny zakapiorskiej braci. Brak mi opadających mgieł o świcie, zachodów i wschodów słońca, brak mi qurwa wszystkiego. Dlatwgo tęsknię.
*
Bieszczadzkie widoki

Brak mi Alenki, Jedrusia i....
*
Brak mi tych klimatów i widoków.
*

*

*

Brak mi kamieni pamiątkowych Harasymowicza.
*

*

*

*

Chatki Puchatka na Połoninie Wetlińskiej też mi brakuje.
*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*

*
Na razie koniec wspomnień, ale jeszcze za parę dni opublikuję wspaniałe cerkiewki, chaty, krzyże, etc...

19 cze 2013

MAM JUŻ TRZECI TYDZIEŃ

     Moja nowa wnuczka Emilka wraz z rodzicami odwiedziła dziadków. Znaczy mnie i babcię Renię. Nie powiem, ucieszyłem się bardzo, gdyż rodzina jest dla mnie wartością samą w sobie. Być może wynika to z wychowania, a pewnie też z przeświadczenia, że rodzina powinna trzymać się razem i się wspierać. Na dobre i na złe.
      Ja mam szczególne poczucie więzi rodzinnych, gdyż przed trzydziestu laty bywało, że rodzinę zaniedbywałem przez alkohol. Na szczęście to już historia, smutna i wstydliwa, ale historia. Gdy wszedłem w proces trzeźwienia, to obiecałem sobie, że  rodzinę należy szanować i wspierać. I tak żyję do dziś.
    Mam już spokój z wydatkami, bo syn z narzeczoną urzadzają się na swoim mieszkaniu i choć mnie się lżej zrobiło na koncie, to nie żałuje. Bo jestem teraz sam w domu z Renią i nie muszę się martwić o syna, bo teraz on się musi martwić o swoją nową rodzinę. Mam nadzieję, że coś po mnie odziedziczył w tej sprawie, a na razie nic nie wskazuje, aby było inaczej. Przez parę dni pomagałem im składać meble, zamontowałem cztery lampy, ustawiłem antenę telewizyjną i podłączyłem do telewizora i tego ustrojstwa na telewizję cyfrową. Obraz jest super.
     Wracając do Enilki, to chowa się dobrze, wkroczyła w trzeci tydzień życia, a i córka coraz lepiej sie czuje. Tylko zięć Łukasz schudł pięć kilo, ale co tu dużo ukrywać, ojcem jest super. I tak być powinna, bo inaczej....

Emila i dziadek
*
Emilka słodko sobie spała...
Aż zapłakała, pewnie głodna była.
*
Mama nakarmiła, przewinęła...
*
I u dziadka smacznie Emilka usnęła.
*

Nagle budzić się zaczęła...
*

Po czym padumała sobie moja kruszyna...
*

Co to za zarośniety facio na ręce ją trzyma.
*
      Niestety, opis trzeciego dnia konfrontacji literackich będzie nastepnym razem, bo rodzina najważniejsza. A Liberec sobie jeszcze trochę poczeka, bo przecież nie ucieka.
     Zadowolony jestem z nowego bloga, bo fajnie się go pisze i zdjęcia wkleja i mam nadzieje, ze powoli moi znajomi z blogowej braci wróca na niego z kometarzami.


16 cze 2013

XIX GKL - dzień drugi

    To już mój drugi dzień konfrontacji, aczkolwiek Bogiem,  a prawdą trwają już trzy dni. Nie można mieć wszystkiego, tak, że w pierwszym dniu nie uczestniczyłem z braku czasu. Jednak najważniejszych imprez sobie nie odpuściłem, łącząc nawał obowiązków z przyjemnością. Albowim konfrontacje, to dla mnie strawa duchowa i ładowanie akumulatorów na kolejne dni mojego życia.
    W tym dniu odbyły się dwa ciekawe spotkania: z prof. Stefanem Chwinem znanym pisarzem i znawcą literatury, oraz ze znanym publicystą i felietonistą - Danielem Passentem. Ujęli mnie swoją skronmością i językową swadą, bez literackiego zadęcia i tego pospolitego pieprzenia w bambus, jakim ulegają niektórzy młodsi adepci pióra. Bo ci dwaj starsi panowie znają swoją wartość i nie muszą się puszyć. Ot co!
*
Profesor i pisarz Stefan Chwin szykuje się do spotkania.
*

Prezes GSL - Krzysiu Jeleń wita gościa i zaczyna wspaniałą rozmowę z poczytnym pisarzem.
*

*

Nie mogło zabraknąć dedykacji pisarza w jego książkach, które można było kupić z ogromną promocją i opuście cenowym.
*

A to już luźna rozmowa literata z sympatyczną Izabelą Owczarek, dyrektorką MBP w Głogowie.
*

Nie oparłem się pokusie zrobienia sobie zdjęcia z miłym gościem.
*

Wykorzystałem moment i na dobry początek zrobiłem sobie zdjęcie z Danielem Passentem przed samym spotkaniem.
*

*

A to już spotkanie z znanym literatem. Piotr Mosoń zaczyna "maglować" pana Daniela.
*

Pan Daniel odpowiadał na pytania ze swadą i poczuciem humoru. Trochę się krygował, ale odpowiadał szczerze.
Bardzo mnie pan Daniel ujął swoją reakcją na widok prof. Chwina. Na chwilę przerwał swoje opowiadanie, powstał z fotela  i podszedł się przywitać z panem Chwinem, którego rozpoznał wśród konfrontacyjnej braci. Oczywiście po spotkaniu podpisywał swoje książki.
*


Bardzo się ucieszyłem ze spotkania z Renią Grześkowiak, poetką z Konina i nie oparłem się pokusie uwiecznić to na zdjęciach. Z Renią znamy się od lat, bo jest ona z blogowej braci i mam ją w ulubionych. Jeśli jej wierzyć, to moje książki i wpisy o Bieszczadach inspirują ją do pisania wierszy o nich właśnie.

     Fajnie mieć taką odskocznię od codziennej szarzyzny życia. Fajnie mieć takie swoje Idaho, gdzie można sie schronić od tuskowatych, kaczorowatych, ziobrowatych, czy palikotowatych, że o rydzykowatych nie wspomnę. Fajnie mieć taki mały Eden, a są nim niewątpliwie konfrontacje literackie i ciekawe spotkania z ciekawymi ludźmi.