Nie wiem, czy to zmęczenie wiosenne, czy stan grypowy, który mnie dopadł i trzyma powoduje, że wszystko wokół mi zwisa kalafiorem i powiewa niczym piracka bandera na "Umrzyka Skrzyni"... O polityce i politykach szkoda pisać, ale jest coś milszego z serii wesołość ptasich gniazd. Mam na myśli mnożących się niczym króliki Lejzorka kandydatów na prezydenta RP. Co jeden to lepszy agent i mówca, a gdy sobie posłuchać jakie farmazony gadają, to ino boki zrywać...
Widziałem w czasie swoich wędrówek parę budowli zbudowanych w formie trwałej ruiny. Widać takie mieli gusta i fanaberie ówcześni ziemianie, hrabiowe i baronowie, że o książętach nie wspomnę... Mnie się ich kaprysy podobają. Dzięki takim i "normalnym" ruinom mam gdzie sobie pojechać, moje stare oczy na czymś magicznym zawiesić i wlać boski balsam w skołataną duszę.
Kiedyś dobre Bogi zaniosły mnie do Sichowa, miejscowości między Legnicą i Jaworem, gdzie są ruiny ciekawego, barokowego pałacu z XVIII wieku. Został postawiony na miejscu dawnego dworu obronnego otoczonego fosą z XVI wieku. Od 1930 roku należał do barona von Richthofena, który był w dobrej komintywie z gubernatorem Hansem Frankiem. Otóż pod koniec wojny gubernator Frank przywiózł do tego pałacu zrabowane dzieła z Wawelu i Muzeum Czartoryskich. Pewnie pałac był etepem w wywózce zrabowanych dzieł, ale jak wieść gminna niesie, to nie wszystkie Frank zdążył wywieźć w głąb Niemiec i część z nich pozostała ukryta w pałacu, i jego okolicy. Sam pałac spłonął w 1945 roku, gdy nadeszli czerwonoarmiści. Nie wiadomo tylko, czy ruskie brygady triofiejczyków ten skarb odnaleźli i wywieźli, czy nadal czeka na znalazcę w zamaskowanych skrytkach. Bo, że wielu go bezskutecznie szukało, to fakt powszechnie znany. Ja tam skarbów nie szukam, bo i tak bym musiał oddać go państwu i zamiast przepisowego znaleźnego, długo bym się musiał przed policją i prokuratorem tłumaczyć, że nic nie podpierdoliłem.
Obecnie pałac jest ogrodzony i znajduje się w rękach prywatnych, tak, że trudno się do niego dostać. Ale co tam...
*
Pora wyruszyć w dalszą drogę i Bogu dziękować, że tych dzieł sztuki nie znalazłem i od aresztu wydobywczego się uchroniłem...
Swoją drogą, dziwny ten nasz kraj, który choć wolny, to nadal wśród decydentów panuje mentalność peerelowskich aparatczyków, którzy nie wierzą własnym obywatelom i wszędzie wietrzą nieuczciwość. Cóż, każdy mierzy według siebie... Jak w tym kawale: Facet uratował topiącego się w stawie chłopca. Wyniósł go z wody, oddał ojcu, a ten jak nie wrzaśnie - a gdzie jego berecik złodzieju.