Jest to mój blog, który jest kontynuacją starego blogu "Wędrowiec, czyli Bies(z)Czady". Publikuję w nim swoje wędrówki z aparatem po zamkach, kościółkach, pałacach i innych ciekawych miejscach, jakich w Polsce, i nie tylko, nie brakuje.

12 lip 2014

LUDWIKOWICE KŁODZKIE

   Wróciłem z wędrówek po Górach Sowich, a raczej po obiektach i sztolniach, które pokazywał w "Sensacjach XX wieku" pan Bogusław Wołoszański.
   Mnie od dziecka pociągały takie tajemnicze i magiczne miejsca, więc nic dziwnego, że uległem prośbie mojego kuzyna Wojtka z Poznania, który ma podobne zainteresowania i nigdy tam nie był. Towarzyszył mu jego syn, a mój bratanek cioteczny Tomek. Ja już bywałem wcześniej w tych okolicach i spenetrowałem wszystkie sztolnie - Walim-Rzeczka, Osówka i Włodarz, ale nie żałuję swoistej retrospekcji, gdyż ciągle mnie zadziwiają coraz nowsze atrakcje serwowane przez gospodarzy obiektów.
    Pojechaliśmy Wojtka BMW, które bez problemów jechało po wąskich serpentynach i szutrowych drogach. Zrobiliśmy wiele kilometrów samochodem, a przed laty pokonywałem je z rodziną pieszą. No cóż, latka lecą...
    Wcześniej oczywiście zarezerwowałem nocleg w Rzeczce u sympatycznego małżeństwa. Wejście na pokoje było niekrępujące, mieliśmy swoje klucze.. Ja się zadowoliłem jedynką z radiem, bo lubię przy radiu wypoczywać i spać.  Wraz z nami, w trzecim pokoju mieszkała sympatyczna para z Gdańska, która też wędrowała, nawet po odleglejszych okolicach.. Najważniejsze, że nie czytałem gazet, ani nie oglądałem wiadomości w telewizji... Woleliśmy bardziej  relaksacyjne programy.
*
*
Sympatyczna "Chata pod Lasem" gdzie gościliśmy i którą gorąco polecam, bo jest niedrogo, miło i sympatycznie. Sa wszelakie warunki do robienia sobie posiłków - naczynia, sztućce, czajnik bezprzewodowy, mikrofalówka, etc... Sympatyczna szefowa rozbroiła mnie komplementem, że inaczej mnie sobie wyobrażała po głosie w telefonie, czyli dostojnie, a ja okazałem się w realu luzakiem... To było miłe.
*
    W Ludwikowicach Klodzkich jest od czterech lat otwarte Muzem Molke. W latach 30-tych ub, wieku była tam kopalnia węgla i elektownie. Kopalnie zamknięto po wybuchu gazów, a na jej miejscu zbudowano fabrykę materiałów wybuchowych. Dzieli się ona na część podziemną i naziemną z tajemniczą budowlą betonową zwaną "Muchołapką". Teraz szyby kopalni sa zabetonowane, ale wieść gminna niesie, że Niemcy tam ukryli jakieś skarby z Dolnego Śląska.

FOTORELACJA
*
Wejście do muzeum z tajemniczą Muchołapką w tle. Ponoć Niemcy pracowali nad jakimś pojazdem pionowego startu w kształcie dzwonu. Inna wersja mówi, że miało na tej konstrukcji lądować UFO.
*
Muchołapka w zbliżeniu. Po samochodach widać jaka jest ogromna.
*
*

*
Wejście do poziemi przed którym leżą na wózku groźne bomby kasetowe, które tam produkowano.
*
Pora przekroczyć żelazną bramę, aby wejść do podziemnych tuneli.
*
Aby wejść go dalszej części należy minąc wartownię z uzbrojonymi wartownikami. Sądząc po mundurach obiektu pilnowali  esessmani.
*
*
*
*
*
*
*
*
Pionowy szyb do opuszczenia podziemi w razie ewakuacji.
*
*
*
Można by sobie jeszcze powędrować, ale groźny wartownik popędzał nas schnela, schnela... To żart oczywiście.
Jak widać podziemia były długie, wilgotne, pokręcone i na różnych poziomach...
*
Wagoniki tzw. kolebki czekają na wjazd do podziemi, aby zabrać gotowy materiał wybuchowy i zawieźć go do magazynów na powierzchni.
*
*
Pora opuścić część podziemą muzeum i rzucić okiem na wojskowy sprzet, co do którego mam lekką awersję jako pacyfista siłą wcielony w szerego LWP.

    O wędrówce po części naziemnej napiszę kolejnym razem. Bo co za dużo, to niezdrowo....
    Po powrocie dowiedziałem sie, że były kolejne jaja w Sejmie i świrus Janusz Korwin Mikke spoliczkował Michała Boniego... Przypomniało się idiocie, że Boni go nie za bardzo przeprosił za słowa wypowiedziane 20 lat temu. Kurwica mnie wzięła, gdy sobie uświadomiem, że polityka i zachowania polityków siegnęły dna szamba,  (rynsztok jest nieco wyżej), a nie było mnie tylko trzy dni...

7 lip 2014

BYŁO, MINĘŁO, A WSPOMNIENIA POZOSTAŁY

    Do napisania tych wspomnień skłoniła mnie Hania vel Malina swoimi wspomnieniami znad morza. Nad morzem byłem w wieku auto-stopowym, czyli w miarę młodzieńczym. Objechałem całe wybrzeże, spróbowałem wody morskiej na plaży w Międzyzdrojach i zagryzłem ogórkiem małosolnym, które tubylcy oferowali. Musiałem przecież jakoś wyrównać bilans mikroelementów w organizmie. Ogórki małosolne służyły pewnej grupie wczasowiczów płci brzydkiej do zagryzania wakacyjnej okowitki. A co!. Ja wtedy jeszcze nie byłem amatorem zimnych zakąsek.
   Dzieciństwo moje to jeziora w Boszkowie i Osiecznej - mieszkałem wtedy w Lesznie, a ojciec, który w jacht klubach zajmował się żaglówkami i kajakami, tam mnie na wakacje zabierał. Szybko więc nauczyłem się pływać i co zakrawa na niemożliwość nigdy się nie topiłem.
   W Głogowie to już była rzeka Odra i jej zatoki, no i nasza kanadyjka (łódź na wzór indiańskiego canoe kryta brezentem), którą ojciec sam zrobił. Miał mój staruszek niesamowity dar manualny i wszystko potrafił zrobić. A robił to starannie i po mistrzowsku. Z nim jeździłem na ryby i to na całe noce. Niestety po paru latach ojciec zachorował i łódkę trzeba było sprzedać do Kiekrza nad jezioro, gdzie dożyła swoich dni...
   Później było harcerstwo, a z nim biwaki, obozy, wędrówki, a nawet obóz instruktorski. Byłem w pierwsze drużynie im. Tadeusza Kościuszki, która powstała na fali przemian popaździernikowych w 1956 roku. Naszym wspaniałym drużynowym był Harcerz Orli druh Jan Horacjusz Przewoźnik. Gdy go odwołali za antysocjalistyczny całokształt (wartości i zasady przedwojennego ZHP, przysięgi na Boga Honor i Ojczyznę...) to i wielu z nasz też powoli odchodziło. Drużyna się rozpadła i powstała inna. Doszedłem w tej pierwszej do stopnia ćwika i funkcji instruktora ZHP. Wtedy jeszcze  mocno wierzyłem w ideału skautowskie...
*
Moja drużyna krótko po powstaniu - prowadzi ją druh Horacjusz.
*
A to już moja drużyna w większym składzie. Ja sobie maszeruję w drugim rzędzie.
*
Mój pierwszy obóz w Sobieszowie niedaleko Cieplic w Karkonoszach. Ja trzeci od lewej w czasie służby w kuchni. Wtedy już druha Przewoźnika nie było z nami. Jak widać już wtedy trzymałem się bliżej kuchni.
*
A to już obóz instruktorski w Dobiegniewie i nasz zastęp "Czarnych Węży". Ja po cywilu przykucnąłem. Jestem ogromnie ciekaw,  jak się potoczyły dalsze losy moich kolegów.
*
Jakieś szkolenia były - ja pierwszy z lewej. Miałem wtedy ksywkę Zbyszka z Bogdańca z uwagi na fryzurę i bluzę z kapturem. Za mną taki pyzaty i krótko ostrzyżony to Maćko z Bogadańca.

   Coś z harcerskiej włóczęgi we mnie pozostało i pewne wartości z czego jestem dumny. Szkoda, że naszą drużynę rozwiązano. Przetrwały jednak nasze kroniki i kopie dokumentów, które przechowuje mój kolega i dawny przyboczny Paweł Jańczuk. Ja na ich podstawie napisałem hasło do Encyklopedii Ziemi Głogowskiej, a mój kolega umieścił to w "Wehikule Czasu" TZG i w głogowskich tygodnikach. Musiałem przecież ocalić naszą drużynę od zapomnienia, bo na nie została skazana przez ówczesnego komendanta hufca (mniejsza o nazwisko, bo nie żyje), gdy Janka Przewoźnika odwołano i obłożono anatemą. Janek jeszcze żyje i godnie się starzeje.
    A zamki polubiłem, gdy na pierwszym obozie zwiedziłem zamek Chojnik.
   Po harcerstwie zaczęły się autostopowe wędrówki po Polsce. Objechałem ją wokoło, wzdłuż i wszerz. A co przeżyłem to moje... Część z nich opisałem w swojej pierwszej książce "Wędrowiec czyli skrzydlata dusza"...
   Później już tylko praca, dalsza nauka w systemie zaocznym i moja młodość górna i chmurna... Najważniejsze, że 31 lat temu powoli powróciłem do dawnych wędrówek i skautowskich wartości... Tylko z paleniem mi nie wyszło. Te lata górne i chmurne opisałem w kolejnych książkach "Skazany na Uherce" i "Usłyszałem pukanie od spodu"...
   Jeszcze tylko dwie doby i witajcie Góry Sowie, sztolnie i inne tajemnicze miejsca. Wielką Sowę sobie raczej odpuszczę, bo ile razy można się na nią wdrapywać. No i najważniejsze, że z dala od afer taśmowych i skretyniałych polityków.

3 lip 2014

FOSA I PODZIEMIA STARÓWKI

    Wędrując po Starówce nie sposób zejść do fosy, przejść ją i zaglądnąć do kazamaty i tuneli kontrminowych, aby później odwiedzić część podziemną blockhausu. Zarówno fosa, blockhaus to ocalała część dawnych fortyfikacji obronnych. Na początku XX wieku miasto przestało być twierdzą, tak więc przystąpiono do likwidacji dawnych umocnień, pozostawiając te, które nie przeszkadzały w rozbudowie miasta.
FOTORELACJE
*
*
*
Kaponiera na murze fosy.
*
*
Wejście do kazamaty i tuneli kontrmonowych.
*
Tunel do dalszej części tuneli kontrminowych, które rozchodzą się kilku kierunkach i są coraz niższe.
*
*
                           
Kazamata. W latach pięćdziesiątych planowano urządzić w niej młodzieżowy klub, ale władze kościelne zaprotestowały i... Mamy kazamatę.
*
Czas opuścić fosę i powędrować do blockhausu, czyli dawnego blogu koszarowego.
*
*
Skoro zobaczyliśmy podziemia bloku koszarowego czas się udać do krypt w kościele Bożego Ciała. To pojezuicki kościół w którym krypty służyły pochówkom księży i innych zacnych obywateli. W czasie obrony "Festung Glogau" krypty wykorzystano na szpital polowy dla rannych żołnierzy niemieckich. Trumny z krypt umieszczono w jednej i zamurowano.
*
Wejście do krypty kościelnej.
*

 

                                                                                  *
 
                                       
*
 *
*
*
 
Pora opuścić krypty i udać się do podziemnego szpitala.
*
Wejście do podziemnego szpitala i schody do podziemi.
*

                                                                                 *
                              
     
     Podziemny szpital znajduje się przed obecną uczelnią głogowska. Przed wojną w tym budynku był szpital miejski, a po wojnie w części wyremontowanej przychodnia miejska. W latach sześćdziesiątych po wyremontowaniu wszystkich budynków umieszczono tam Szkolny Ośrodek Opiekuńczo-Wychowawczy dla dzieci mających problemy intelektualne. Był tam internat, Szkoła Podstawowa i Zawodowa. Od kilkunastu lat obiekt przejęła Wyższa Szkoła Zawodowa i kształci studentów w różnych zawodach.

     Za mojej młodości obiekty te nie były zabezpieczone i można je było zwiedzać do woli, co nie zawsze było bezpieczne. Po śmiertelnym wypadku chłopca w tunelu kontrminowym podziemia zamknięto. Można je zwiedzać z przewodnikiem w ramach Lata, lub Zimy w Twierdzy Głogów, bądź w czasie Dni Głogowa, lub innej okazji dla grup zorganizowanych. Krypty w Bożym Ciele można zwiedzić na podobnych zasadach, po uprzedniej zgodzie proboszcza.
     Mury wokół Starówki i inne obiekty obronne opublikuję kolejnym razem. Teraz szykuję się do wyjazdu w Góry Sowie...