Jest to mój blog, który jest kontynuacją starego blogu "Wędrowiec, czyli Bies(z)Czady". Publikuję w nim swoje wędrówki z aparatem po zamkach, kościółkach, pałacach i innych ciekawych miejscach, jakich w Polsce, i nie tylko, nie brakuje.

22 lip 2015

BIESZCZADZKA WĘDRÓWKA - cz. I

    Jak wczesniej wspomniałem pora ruszyć na wędrówkę po Bieszczadzie szlakiem mojej więziennej "martylologii".  Nie była ona taka straszna i do dziś uważam, że komuna wyświadczyła mi wielką przysługę, gdy z dusznego aresztu w Stargardzie Szczecińskim przeflancowała mnie w słoneczne i pełne zdrowego powietrza Bieszczady. Nie było tam murów, krat i kolczastych drutów. Były namioty, baraki na zimę i jakieś namiastki ogrodzenia z siatki. Moja Renia ma lepsze ogrodzenie na ogródku. A i klawiszy nie było zbyt wielu w OZ-tach, pięcioro z okładem wraz z komendantem....
    Transport więziennym wagonem (tzw. więźniarką) ze Szczecina do Uherc trwał ponad dobę, a jechaliśmy przez całą Polskę na szagę. To była najdłuższa trasa kolejowa w PRL z godzinnym przejazdem przez ZSRR. Na granicy wsiadali i wysiadali uzbrojenie radzieccy sołdaci graniczni. Jednak pierwsze wrażenie Bieszczadów późnym popołudniem w padającej mżawce było niesamowite i powetowało mi trudy podróży w ciasnym przedziale na drewnianej ławce przez 30 godzin o suchym prowiancie...  Później było już coraz lepiej o czym świadczy moja wędrówka po OZ-tach, czyli Oddziałach Zewnętrznych Zakładu Karnego w Uhercach. Jak widać już wtedy miałem zadatki na bieszczdzkiego wędrowca. Ozety to takie ośrodki pracy dla więziennej braci, którymi pokryte były całe Bieszczady w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia, gdyż mieliśmy pomóc zagospodarować Bieszczady właśnie. I jakoś to nam wychodziło. Brać więzienna pracowała w lesie, PPR-ach, czyli takich Państwowych Gospodarstwach Rolnych Ministerstwa Sprawiedliwości, kamieniołomach i budowach leśnych dróg dla nadleśnictw...
    Zacznę swoją wędrówkę dość nietypowo bo od końca, czyli od ostatniego OZ w Olchowcu, bo tak właśnie jako wolny człowiek sobie rakiem wędrowałem z rodziną, a zakończę na Skorodnem....
*
Ja na Rajskiem, gdzie w 1972 roku robiłem papierówkę i karczowałem krzewy i olchę samosiejkę pod budowę drogi stokówki z Rajskiego do Sękowca... Rajskie to taka umowna nazwa, bo stanowiska pracy były oddalone od siebie kilka ładnych kilometrów.


San na Rajskiem - żona z córką Eweliną moczą nogi sobie i wnuczkowi Miłoszkowi.

Most na Sanie w Rajskiem, który prowadzi na stokówkę do Sękowca. Wybudowano go parę lat później. Gdy karczowaliśmy zimą pas drogi na Tworylnem, to San był skuty lodem, więc swobodnie się przemieszczaliśmy na drugi brzeg. Na Rajskie przywoził nas traktor, albo samochód ciężarowy, a dalej już pieszo po Otrycie. Bywało, że wracaliśmy nieraz na piechotę do Olchowca, ale czego się nie robiło dla zagospodarowania Bieszczadów. 
Most jest zamykany na szlaban i kłódkę (podobnie wjazd na drogę w Sękowcu), gdyż ta cześć Otrytu znajduje się w Bieszczadzkim Parku Narodowym. Ale po starej znajomości jakoś przejechałem skracając sobie o kilkadziesiąt kilometrów drogę.

Barak naszego OZ Olchowiec w którym przezimowałem dwie zimy, bo od wiosny do późnej jesieni mieszkaliśmy w namiotach w takiej ładnej dolince potoku z dwieście metrów dalej. Oczywiście byłem głównodowodzącym przy stawianiu namiotów. Obecnie barak został przerobiony na normalne  mieszkania.

Nasz codzienny widok z Olchowca na początek Zalewu Solińskiego. Jednak jego piękno odkryłem dopiero w czasie mojej pierwszej wędrówki po Bieszczadach w 1974 roku (10 m-cy po wyjściu na wolność).

Przez ostatnie dwa miesiące odsiadki wypasałem bydło na Paniszczewie, nieistniejącej już wsi. W tej zabytkowej, ale mocno już niszczejącej cerkwi mieliśmy swoją bazę na wypadek niepogody i na noc. Cielaki wyganialiśmy z gospodarstwa w Chrewcie na łąki w poniedziałek, a przyganialiśmy w sobotę. Jedzenie dowożono nam traktorem, albo wozem konnym. I tak zobie żywociliśmy z dala od klawiszy i OZ-tu. (zdjęcie z internetu)

Los niezbyt łaskawie obszedł się z cerkwią, dach się zapadł, jakieś łobuzy ją podpaliły, a resztę ocalałych drewniach bali wyciągnięto ciągnikami. Tylko kamienne schody pozostały, gdy odwiedzilem to miejsce po dwudziestu latach w drodze do groty  na Rosolinie.

Rzeźba bieszczdzkiego zbójnika z kuflem piwa przed miłym barem  w Polanie.

Dawna cerkiew przekształcona w kościółek katolicki w Polanie. W Polanie mieszkał nasz gajowy Karol Paraniak i leśniczy Władek Podraza, a my pracowaliśmy przy wyrębie lasu na Otrycie nad Polaną i innych pracach na Ostrem...



Nie sposób było nie odwiedzić leśniczego Władka, który był również przez dwie kadencje wójtem gminy Czarna w latach dziewięćdziesiątych.
Bardzo mi się podobały naturalne rzeźby przed jego domem. Leśniczówkę przekazał swojemu synowi, który poszedł w jego leśne ślady i leśniczym został.

Dawna cerkiew, a obecnie kościół katolicki w Czarnej. Dawny ikonostas jest za obecnym ołtarzem.
   Pora opuścić gościnny dom leśniczego i pojechać do Czarnej i dalej do Michniowca, gdzie był mój kolejny dawny OZ-et. Ale o tym już następnym razem....
   Te moje więzienne przygody i przeżycia opisałem w swojej książce "Skazany na Uherce", wydanej w 2006 r. Fragmenty z mojej książki są w najnowszej książce Krzysztofa Potaczały "Bieszczady w PRl-u 3. Oczywiście wyraziłem zgodę na ich publikację w zamian za egzemplarz autorski z dedykacją. Czego się nie robi dla promocji Bieszczadów. Książka w twardych oprawach i niewielkiej cenie jest do kupienia przez internet w wydawnictwie BOSZ w Lesku... (cdn)

15 komentarzy:

PAK pisze...

Ciekawe wspomnienia... Zarys znałem ze "Skazanego na Uherce", ale tylko zarys...
Piękna ta 'woda' wśród gór.

Alenka pisze...

Dzięki Tobie Michałku połazikuję troszkę po Bieszczadach. Jest taki upał,że nie wychodzę z domu. Jestem śnięta. Baśniowe Bieszczady, magiczne, lek na wszelkie zło. Kocham je ...
Zakapiorskie pozdrowienia Michaś :))

makroman pisze...

Czyli wędrowałem karczowanymi przez Ciebie ścieżkami... dzięki!
W sumie za takie "uwięzienie" to ja też bym się nie pogniewał ;-)

Anonimowy pisze...

Ciekawe są Twoje wspomnienia.
Przepiękne zdjęcia bieszczadzkie.
Pozdrawiam bardzo serdecznie:-)

Jael pisze...

Cieszę się, że mogłam poznać tę część Twojej historii. O tamtych czasach mogę tylko słuchać i czytać. Może to dziwne, bo wśród osób w moim wieku to niepopularne zainteresowanie, ale ciekawi mnie co się działo kiedyś w moim kraju.
Jak zwykle bajeczne zdjęcia :)

Michał pisze...

Makromanie, więzienie to zawsze więzienie. To, że piszę o tym okresie sprzed czterdziestu lat z przymrużeniem oka, to świadczy, że nie lubię się przejmować i cierpieć bez potrzeby. Ni i nie noszę w sobie nienawiści. Ale mam bardzo wysokie poczucie wolności.
Pozdrawiam.
Michał

Danka pisze...

Bardzo fajne wspomnienia i wędrówka::)))Ale urzekły mnie drewniane rzeźby ...Wszystko co z drewna mnie kręci na maksa::)))Fajne foty ..Pozdrawiam Ciebie i rodzinkę::)))0

Stokrotka pisze...

Michale, dziękuję Ci bardzo za piękną włóczęgę.
Serdeczności:-)

czerwona filiżanka pisze...

jak ja bym chciała w góry... choć na jeden dzień...

Anonimowy pisze...

Czytałam troszkę z łezką w oku. Rzeźby mnie urzekły. Pozdrawiam Michał.

Jaśmin pisze...

Miałeś ciekawy pomysł na opisanie twoich więziennych czasów w książce. A cerkiew w Czernej widziałam jest przepiękna. Serdecznie pozdrawiam:)*

Vojtek pisze...

Hej Bieszczady!
Fantastyczny San! Pisałem Ci, że byliśmy dwiema rodzinami w dwa auta w Bieszczadach w latach 60 tych. I mam fotki jak tam budowana na Sanie pierwsze mosty. Odżyły mi wspomnienia. Ojciec w Sanie łapał szczupaki. Na wędkę z kija leszczynowego :) A mama od razu smażyła na kocherze naftowym :) W zeszłym roku tak pod wpływem chwili pojechałem w Tatry. I czuje potrzebę pojechać w Bieszczady!
Co do czasów jakie wspominasz to ja w 2004 roku pojechałem z kuzynką z USA do Gołdapi. Ona była tam internowana. Ale przedtem więzienie kobiece w Warszawie.
Prosto z Internowania wyjechała do USA i tam do dziś mieszka. W Houston w Texasie.
A jutro jadę na weekend do Torunia. Ale nie do Ojca Dyrektora tylko spotkac się z Otylią. Ona tam dojedzie z Gdańska. I juz się cieszę. PIĘKNA NASZA POLSKA CAŁA! :)
Pozdrowienia serdeczne!

Szczęśliwa kobieta pisze...

Och, rozmarzyłam się. Uwielbiam Bieszczady. Pięknie nam pokazałeś swoje dawne ścieżki po Ziemi Bieszczadzkiej. Masz co wspominać. Żyłeś jak na Dzikim Zachodzie... Bo więzienie to niewielkie. ;)
Pozdrawiam serdecznie! Halszka

Lotka pisze...

Uroki Bieszczad poznałam i chętnie wracam tam we wspomnieniach. Jeździliśmy pociągiem konwojowanym przez Rosjan, jadącym przez teren Ukrainy. Było to dla nas za każdym razem atrakcją. Dziękuję za wspomnienia i pozdrawiam serdecznie.

JoAnna pisze...

Dawno nie byłam w tamtych stronach, ostatnio jakoś mnie nigdzie nie ciągnie, choć właśnie wróciłam z Drezna.

Lubię podróże w głąb swojej osobowości.

Wiem, jestem nudna. :D