Jest to mój blog, który jest kontynuacją starego blogu "Wędrowiec, czyli Bies(z)Czady". Publikuję w nim swoje wędrówki z aparatem po zamkach, kościółkach, pałacach i innych ciekawych miejscach, jakich w Polsce, i nie tylko, nie brakuje.

26 lip 2015

BIESZCZADZKA WĘDRÓWKA - cz. II

    Pora ruszyć w drogę i odwiedzić Michniowiec, wieś blisko granicy z Ukrainą, dawniej z ZSRR. Był to mój trzeci OZ-et, w którym żywociłem przez dwa miesiące. Mieszkaliśmy tam w namiotach, a klawisze zajmowali drewnianą chatę. Przy wejściu do ośrodka stał barakowóz, który pełnił rolę dyżurki...
   Michniowiec to sympatyczna wieś z zabytkową cerkwią z unikatową dzwonnicą drewnianą i starym cmentarzyskiem. W drodze do Michniowca są posadowione krzyże przydrożne, a jest ich dwanaście. 
   W Michowcu byłem kierownikiem budowy murowanego baraku na potrzeby więziennictwa. Do zimy ukończyliśmy otwarty stan surowy budynku. Gdy już zakończyłem swoje dzieło, to pierszym transportem wysłano mnie do OZ w Olchowcu, który się dopiero tworzył. Pewnie przyczynił się do tego mój udział w buncie więźniów, w którym chcąc nie chcąc brałem udział, bo innego wyboru nie miałem, ale też nie byłem w nim nikim szczególnym.
*

Droga do Michniowca i stara chata drewniana jakich wtedy było pełno.

To właśnie ten barak stawiałem, a właściwie kończyłem stan surowy, aby zdążyć przez zimą. Zdjęcie pochodzi z książki "Bieszczady w PRL 3" Krzysztofa Potaczały i pokazuje już OZ w latach osiemdziesiątych solidnie ogrodzony siatką i drutem kolczastym. 

Dawne cmentarzysko z kamiennymi nagrobkami niedaleko cerkwi.



Zabytkowa cerkiew z trzema kopułami i unikatowa dzwonnica drewniana. Świątynia  jest do dziś używana przez wiernych. Cerkiew zobaczyłem z bliska kilkadziesiąt lat po wyjściu z pudła... Miło jest sobie powspominać, ale czas jechać w dalszą drogę.

Z Michniowca wróciliśmy do naszego domku w stanicy harcerskiej w Czarnej, która powstała w 1974 r. w ramach harcerskiej akcji "Bieszczady 40". Niedaleko tej stanicy za pobytu w Olchowcu robiliśmy papierówkę, a gajowy Bogdan poszedł sobie na piwo, zabradziażył co nieco i zapomniał o nas. Nieświadomy niczego kierowca nie przyjechał po nas i przyszło nam wracać do ośrodka na pieszo. Do Olchowca dotarliśmy przed północą. Obiad i kolacja czekały na nas. Ciekawe, że klawisze nie martwili się o nas, bo nie przyszło im do głowy, że dwunastu chłopa mogło dać nogę. Co prawda nieraz  późno wracaliśmy z pracy, ale nigdy tak późno. 


Pora wyruszyć do kolejnego OZ-etu w Smolniku, ale wypada popatrzyć z tarasu widokowego na Lutowiska, w którym było nadleśnictwo, gdzie pracowałem. W Lutowiskach grodziłem jakieś pastwisko na potrzeby gospodarstwa rolnego.


Stary cmentarz bojkowski obok dawnej cerkwi i dawny żydowski kirkut na łagodnym wzniesieniu w Lutowiskach.

W Lutowiskach pozostała tylko makieta dawnej czterokopulastej cerkwi. Za mojej odsiadki miałem okazję zobaczyć ją w oryginale. Za kilka lat została rozebrana, a z drewna, które odzyskano zbudowano kościół katolicki w Dwerniku. Żal mi tej cerkwi, bo była unikatowa i miała bojkowską duszę.


A to już Smolnik i dawny OZ w którym byłem dwa miesiące i pracowałem w grupie remontowej, a dokładniej na stolarni pod wodzą Janusza, kolegi spod namiotu, który znał się na stolarce jak mało kto... Za mojej bytności stało już więcej namiotów. W drewnianym baraku mieszkali klawisze z kontraktu, było biuro ośrodka, a parę sal zajmowali starzy więźniowie. Klawisze pracujący na stałe i szfostwo gospodarstwa mieszkali w tych domkach po drugiej stronie drogi. Dzisiaj po OZ-cie nie ma śladu. (zdjęcie z książki).




Unikatowa bojkowska cerkiew w Smolniku, obecnie przekształcona w kościół katolicki. Są tylko dwie tego typu w Bieszczadach. Mnie urzekła nie tylko cerkiew, ale i żyrandol z jelenich poroży.
    Cerkiew zwiedziłem trzydzieści lat po wyjściu na wolność. Jako więzień tylko o niej słyszałem, ale nie mogłem ją zobaczyć bo znajduje się daleko od wsi na wzgórzu. (cdn).

18 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawe są Twoje wspomnienia. Pięknymi zdjęciami okrasiłeś swoje wspomnienia. Bardzo ładna musiała być czterokopulasta cerkiew.
Ech, jak czas szybko leci. To wszystko o czym nam opowiedziałeś to już odległa historia.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:-)

Unknown pisze...

Swietny wpis ..Cerkiwie urocze..Qy swietnie wygladacie..Miejsca ciekawe..Wspomnienia jeszcze bardziej..Swiatowy Ty czlek Michal ;) pozdrawiam

czerwona filiżanka pisze...

ciekawy ten żyrandol z jelenich poroży.

Alenka pisze...

Michałku, przeprowadziłeś nas wtedy przez bezkres swoich wspomnień tamtych lat, kiedy zaprzyjaźniałeś się z Bieszczadami. Opowiadaniom nie było końca, a my słuchaliśmy z uwagą. Potem był odpoczynek w kościółku i dalsza wędrówka. Kraina Miodu i Wilka - BIESZCZADY ... ech Michałku ;)

Anna K. Olszewska pisze...

Drewniane przybytki przeszłości lubię najbardziej. Nie wiedzieć czemu, lubię nawet dotknąć tego drewna, w środku oddychać nim, jakby były żywą tkanką i wypuszczały jakiś pierwiastek na przywitani, który ma sto lat.
Ten gród tam,skojarzył mi się z miniaturowym wejście do Biskupina bez fosy.
Już sama makieta cerkwi, o której piszesz, że jest do rozbiórki, jest bajeczna. Szkoda takich zabytków.
Żyrandol z poroża cudowny.

Stokrotka pisze...

Ależ Ty ciekawe miałeś życie Michale.
Nie ma się co dziwić że i wspomnienia są pasjonujące.
Pozdrawiam pięknie:-)

Wanda pisze...

Witaj Michale!
Zwiedziłam cerkiew w Smolniku jest piękna a Twoja ,,tułaczka ''po bieszczackich szlakach jest wyjątkowa mamy zamiar w przyszłym roku odwiedzić te miejsca w których nie byliśmy serdeczności i pozdrowienia

makroman pisze...

Myślę że London by przy twoich wspominkach co i raz powtarzał "mięso" (kto nie wie o co chodzi odsyłam do książki Bellew Zawierucha).

Jaśmin pisze...

W Smolniku również byłam. Nam także spodobał się ten żyrandol z poroża jelenia. Serdecznie pozdrawiam:)*

basia pisze...

Michale, fajnie jest tak wracać do miejsc, które są jakąś cząstką w naszym życiorysie. A miejsce rzeczywiście ciekawe. Pozdrawiam

Michał pisze...

Makromanie, pewnie chodzio o "niedźwiedzie mięso", czyli bardzo trudne przeprawy o których pisał London w "Bellewie...".
No i widzisz jak to bywa w życiu, ja stokówki budowałem, abys mógł z nich korzystać. Czyli samo życie.
Pozdrawiam.
Michał

Loona pisze...

Ja tak jest pięknie...
Wiesz, byłam raz tylko w Bieszczadach i moje wspomnienia są już mgliste. A im bardziej mgliste się robią tym większe postanowienie we mnie rośnie aby pojechać, zobaczyć, nacieszyć oczy... :)

JoAnna pisze...

A wiesz...
Lubię sobie podumać w cerkwi i zapalic tę ich cieniutką świeczuszkę...

teresa pisze...

Witaj Michał! Fajnie, że tak obydwoje podróżujecie. Wspomnienia Twoje ciekawe i pięknie je opisujesz. Lubię skromność, prostotę, więc i mnie ten żyrandol urzekł.

Anek73 pisze...

Cudowne zdjęcia z bieszczadzkich wędrówek! Miłego dnia życzę :)

Szczęśliwa kobieta pisze...

Wspomnień z Bieszczad masz mnóstwo. Nic dziwnego, Bieszczadnikiem jesteś, i z przymusu, i z miłości.
Wspaniałe zdjęcia. Patrząc na nie, wydaje mi się, że tam jestem. Z Wami.
Pozdrawiam serdecznie! Halszka

makroman pisze...

Dokładnie tak.
Niedźwiedzie mięso...
ale mów co chcesz - pasuje dokładnie ;-)
pozdrawiam.

Vojtek pisze...

Dziękuje za BIESZCZADZKIE OPOWIEŚCI. Dobrze chociaż, że obozy dla internowanych były w pięknych miejscach. Kuzynka była internowana w ośrodku TVP w Gołdapi. Odwiedziliśmy to miejsce wspólnie w 2004 roku. Bieszczady są chyba teraz mniej modne? Bo jakoś w mediach nic na ten temat nie widzę. Obozy harcerskie w Bieszczadach należały chyba do najlepszych bo każdy harcerz tam chciał jechać.
Pozdrawiam i bardzo dziękuje.