Jest to mój blog, który jest kontynuacją starego blogu "Wędrowiec, czyli Bies(z)Czady". Publikuję w nim swoje wędrówki z aparatem po zamkach, kościółkach, pałacach i innych ciekawych miejscach, jakich w Polsce, i nie tylko, nie brakuje.

4 lip 2015

SZLAKIEM ZAKAPIORÓW

    Jakoś nie wypalił mi w tym roku wyjazd w Bieszczady, ale wspomnienia ożyły, gdy oytrzymałem od Krzysztofa Potaczały jego nową książkę z cyklu "Bieszczady w PRL-u". Jest to trzeci tom wspomnień (dwa pierwsze też posiadam) w którym autor opisuje rolę więźniów pracujacych w Bieszczadach. Ja tam też odsiadywałem swój wyrok za "niesubordynację" wobec peerelowskiej władzy w grudniu 1970 roku w Szczecinie. Tak się wtedy złożyło, że byłem tam wtedy i dołączyłem do manifestacji stoczniowców... Dalej samo poszło, zadziałała psychologia tłumu, której uległem i... dałem się złapać. Tym sposobem, po wyroku trafiłem w Bieszczady do Zakładu Karnego w Uhercach, a swoje pozostałe 2,5 roku pozbawienia wolności odsiadywałem w OZ (Oddziały Zewnętrzne) Skorodne, Smolnik, Michniowiec i Olchowiec.
    Nie powiem, ale nie narzekam na czerwoną brać, że mnie osadzili w Bieszczadach, bo miałem tam przedsmak wolności i pracę bez dozoru klawiszy. Poznałem wielu ciekawych ludzi, a przepracowany okres zaliczono mi do emerytury, a to już nie w kij pierdział. Ba, swój pobyt w Bieszczadach opisałem w swojej książce "Skazany na Uherce", której fragmenty (za moją zgodą) umieścił w swoim trzecim tomie pan Krzysztof.
     Widać dobre duszki Czady rzuciły na mnie swój sympatyczny urok, bo często wracam w Bieszczady i przemierzam dawne ciekawe miejsca i odkrywam to, co kiedyś mi umknęlo. Szkoda tylko, że moich dawnych znajomych powoli ubywa, bo wypala się im świeczka życia, a Bozia powołuje ich na zawsze na Niebieskie Połoniny. Wychodzi więc na to, że komuna spełniła wobec mnie dobry uczynek, wywożąc mnie w Bieszczady, a ja byłbym niewdziecznikiem, gdybym ich pomysłu nie docenił.
    O bieszczadzkich Zakapiorach już wiele razy pisałem. Byli to ludzie skłóceni z życiem, władzą, rodzinami z ogromnym poczuciem wolności, który szukali w Bieszczadach. Wielu z nich miało talent do rzeźbienia, malowania, etc... Żyli sobie z dnia na dzień nie przejmując się co będzie jutro, ani gdzie będą mieszkać i czy będą mieli co do garnka włożyć. Byli solą bieszczadzkiej ziemi i swoistym kolorytem. Tylko nieliczni żyją do dziś, bo jakoś potrafili się w swoim zakapiorstwie ucywilizować... 
     Dawny Szlak Zakapiorów biegł od Kulasznego do "Chatki Puchatka" na Połoninie Wetlińskiej. Mój zacząłem w Cisnej....
*


"SIEKIEREZADA"  knajpa zakapiorów i bieszczdzkiej braci w której razem z wnuczkiem Miłoszkiem zagościłem.



ATAMANIA - sklepik Ryśka Szocińskiego z oryginalnymi pamiątkami z Bieszczadu, książkami i Dusiołkami. Za darmo można się podzielić dobrym słowem z Ryśkiem, a dobrych słów nigdy za wiele.


Ja z bardem i poetą Bieszczadu Ryskiem Szocińskim przed atamanią, oraz w środku z Ryśkiem i Andrzejem "Brandy".
Poniżej Kapliczka Zakapiorów obok Atamanii z nazwiskami tych, którzy na zawsze odeszli na Niebieskie Połoniny. Rzeźbę Jezusa Frasobliwego wykonał bieszczadzki artysta Zdzisiu Pękalski z Hoczwi.




Groby Zakapiorów - Bogdana Nabrdalika "Sikorki", Janusza Zubowa i Zdzisława Radosa - rzeźbiarza na cmentarzu w Cisnej.






Po wymienieniu się książkami z Ryśkiem Szocińskim pora ruszyć w drogę. Mijam drewniany kościółek kilkanaście kilometrów za Cisną, cerkwie w Komańczy, Szczawnem i Rzepedzi i podziwiam bieszczdzkie widoki.


A to już grób z bieszczadzkiego kamienia Jędrka Wasilewskiego "Połoniny" , kolejnego Zakapiora na cmentarzu w Kulasznem. Krzyż z końskich podków zespawali przez noc jego koledzy.

Grekokatolicka cerkiew przed cmentarzem w Kulasznem.

   Mógłbym już zakończyć swoją wędrówkę szlakiem zakapiorów, który dawno zarósł olchą samosiejką, ale pozostał w mojej pamięci. Jednak w drodze powrotnej odwiedziłem w Hoczwi kolejnego ucywilizowanego zakapiora Zdzisia Pękalskiego, który jest artystą - malarzem i rzeźbiarzem Bieszczadu. Ma swoją magiczną"Galerię w Piwnicy" w której się różne dziwy z pogranicza mistyki i bieszczdzkich legend snują w powietrzu.
*


Nie wysłuchać gry na rogu, posłuchać bieszczdzkich opowieści i nie posiedzieć z mistrzem Pękalskim, to tak, jakby nie być w Bieszczadach...

14 komentarzy:

Jaśmin pisze...

Rozpoznałam cerkiew w Szczawnem. Bardzo mnie ona urzekła. Warto zwiedzić Bieszczady. Twój post Michale jest godny polecenia tym, którzy chcą się wybrać tam.
Serdecznie pozdrawiam w to upalne sobotnie popołudnie.:)*

Szczęśliwa kobieta pisze...

Ciekawe masz wspomnienia. Bieszczady, dla takich "wolnościowców", to najlepsze miejsce... było.
Przypomniałeś mi, a cóż to z Alenką i Jedrusiem się dzieje, że tak nagle umilkli, i na blogowisku, i na FB?
Pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Jesteś Michale żywą historią z wszelkimi jej zawirowaniami takimi jak internowanie chociażby.Nie dla każdego czas tamtych wydarzeń był tak łaskawy. Wspomnienia na pewno warto uwieczniać w książkach.
Ciekawa ta Twoja bieszczadzka wyprawa była i zdjęcia urokliwe bardzo.
Pozdrawiam bardzo cieplutko:-)

Anonimowy pisze...

Co za urokliwy blog...
Pozdrawiam
Wandaliusz

http://wandaliusz.blogspot.com

Anek73 pisze...

Ciekaw wspomnienia... miałam szczęście przeczytać dwie Twoje książki - wspaniałe!
Miłego weekendu :)

Alenka pisze...

No i lza w oku Michalku :) My chyba potrafimy ze soba rozmawiac telepatycznie. Za tydzien wyjezdzamy z Jedrusiem na bieszczadzki urlop, na Bukowke i miedzy innymi o tym pisze na blogasku. Cudny ten Twoj reportazyk Michas! Ojejku :)) Czy wiesz, ze Zdzichu jest ciezko chory? Zagladne do niego, aby dowiedziec sie o jego zdrowko. Pojedziemy tez do Rysia. Chce od obu kupic ich tomiki wierszy. Wczesniej kupione egzemplarze zostawilam dzieciom. Gdy wrocimy, zdjecia zamieszcze na blogu. Czy mowilam Ci juz Michalku o przeprowadzce do Hassloch? Do tego samego mieszkania, gdzie mieszkalam 20 lat z Jaskiem :) Ostatnio czuje sie jak zyjaca w taborze Cyganka. Najpierw urlop na Bukowce, a tydzien pozniej przeprowadzka. Ufffff... :)))
Pozdrawiam, przytulam, przesylam gorace pozdrowienia,
rowniez w Jedrusia imieniu. Calusy dla calej Czelodki :)

Stokrotka pisze...

Niesamowite to wszystko. Jak w kalejdoskopie - dobro i zło.
Pisz dalej Michale aby Twoje wnuki znały ciekawe i piękne życie swojego Najlepszego Dziadka.
Serdeczności pozostawiam:-))

LETYCJA pisze...

Witaj Michale !Byliśmy w tych wszystkich miejsc które przedstawileś ,Tobie pasuje i dodaje uroku każda fotka serdecznie pozdrawiam

Vojtek pisze...

Michale. Bajka czy tragedia. Zobaczymy. Natomiast musiałem słowa dotrzymać. I przy okazji pomodliłem się w intencji mamy i paru innych osób. Superturbo Katolikiem nie jestem ale jednak jestem. Od święta :) Jak większość Rodaków.

W Bieszczadach byłem dwa razy. Najbardziej pamiętam pobyt w latach 60 tych. Moj ojciec miał wtedy Skodę kombi a ojca kolega z pracy dekawkę. Byliśmy tam pod namiotami w dwie rodziny. I mam fotki! Rozbici byliśmy namiotami na dziko. I pamiętam tabory cygańskie, wymijaliśmy po drodze. Fantastyczne wspomnienia. I przypomniałeś mi film SIEKIEREZADA. W roli głównej gral Krzysztof Majchrzak.
Dawno bylo ale prawda.
Serdeczne pozdrowienia z warszawskiego piekarnika.
Vojtek

Jael pisze...

Cerkwie są piękne, bardzo lubię na nie patrzeć, a wewnątrz oddychać ich zapachem.

Ta "Galeria w Piwnicy", super sprawa. Majstersztyk.

Ja chyba taki troszkę Zakapior jestem...

czerwona filiżanka pisze...

Pamiętam jaki dziadek mój był smutny jak tak mu wszyscy znajomi poumierali i sam sie odstał biedaczek

Lotka pisze...

Pod kapliczką w Cisnej, siedzi mój kolega rzeźbiarz, na pewno go spotkałeś. Mówi, że jest zakapiorem, choć ja uważam, że nie całkiem. Byliśmy w Siekierezadzie ostatni raz w larach dziewięćdziesiątych, stał tam wóz w środku. Byliśmy zachwyceni Bieszczadami. Panuje tam swobodny klimat i nikt się nie dziwi, ze ludzie siadają gdzie popadnie i śpiewają. Pozdrawiam serdecznie.

makroman pisze...

Ciekawe ilu z dziś zachwyt wyrażających, onegdaj zwiewało by z wrzaskiem, gdyby któryś z owych bieszczadzkich (acz nie tylko, przecież cały Beskid z nich słynął) zakapiorów w pijackim widzie siekierą zaczął by wymachiwać?
Boć to jak w Krakowie, pomiędzy pijaną ekipą Piwnicy a równie nawalonymi żulami z okolic... zawsze była jedna nieprzekraczalna granica - ci pierwsi menelami i/lub zakapiorami bywali, a ci drudzy... byli.

basia pisze...

A podziwiać Michale faktycznie jest co. Pozdrawoam