W styczniu 1981 pojechałem na wycieczkę do Moskwy, zorganizowaną przez Zarząd Główny PCK dla zasłużonych honorowych krwiodawców. Miałem nieco rubli na zbyciu z wymiany i od teściowej. Nie musiałem się liczyć z groszem i oprócz drobnych pamiątek i widokówek nie musiałem niczego kupować. Teściowa i żona często jeździli na Białoruś i nieźle rodzinę obkupili.
Przyjechaliśmy z rana na dworzec Białoruski, gdzie czekali na nas "opiekunowie", którzy nas zawieźli do wypasionego hotelu Sevastopol, gdzie się zakwaterowaliśmy. Pierwszym punktem naszej ekskursji był Plac Czerwony i Mauzoleum Lenina, dzie oddaliśmy "cześć" wodzowi rewolucji. Wcześniej zauroczyłem się bajecznie kolorową cerkwią Wasyla Błażennego. Byliśmy też na Kremlu, w Galerii Tretiakowskiej, zwiedziliśmy Arbat i coś tam jeszcze. Pewnie cyrk, ale z moim kumplem Markiem z Białegostoku byliśmy bardzo zmęczeni po imprezach ze Stoliczną i Moskowskają, więc sobie słodko przespaliśmy spektakl.
Wieczorem były imprezy integracyjne, a w czasie wolnym jeździliśmy metrem po Moskwie. Muszę uczciwie przyznać, że metro zrobiło na mnie ogromne wrażenie, bo takiego wystroju w życiu nie widziałem. W jakimś dużym domu towarowym kupiłem zapalniczki, takie podróbki Ronsona i zegar na radio, który wygrywał na pozytywce fajną melodię z filmu "Doktor Żiwago"...
Wycieczka była wspaniała, towarzystwo również, ale gdy wróciłem do Warszawy, to niemal ucałowałem z radości peron na Dworcu Centralnym. Kaca leczyłem trzy dni...
Szkoda, że nie robiłem zdjęć, ale i tak nie miałem aparatu. Musiałem podwędzić zdjęcia z sieci...
*
I tak sobie zwiedziłem Moskwę w stanie wskazującym na solidne przygotowanie się do wycieczki i dość dużych mrozów w styczniu. Tylko etażenne mnie podziwiały, że chodziłem w rozpiętej kurtce i bez czapki. Ale moskiewska brać mnie za to szanowała, tym bardziej, że śpiewałem Ciemną Noc w wersji oryginalnej..