Pora opuścić uroczą cerkiewkę w Smolniku i OZ-et, po którym pozostało tylko wspomnienie i pusty plac porośnięty olchą samosiejką, i udać się w dalszą drogę do miejsc, w których pracowałem.
Tym razem będzie to Dwernik, gdzie utwardzaliśmy plac przed nadleśnictwem i wydobywaliśmy żwir z potoku Dwernik. W tamtym okresie w Dwerniku utworzono nowe nadleśnictwo, które musiało się jakoś urządzić. Po jakimś czasie je zlikwidowano i dwernickie lasy przyłączono z powrotem do Lutowisk. Takie to były czasy za PRL-u.
Gdy zwiedzałem Dwernik po kilkudziesiąciu latach, to natychmiast pojechałem zobaczyć kościół katolicki, który zbudowano z pozyskanego drewna z rozebranej cerkwi w Lutowiskach. Nie powiem, ładny jest ten kościółek, coś na styl góralski, ale to już nie jest to samo, co zabytkowa cerkiew, bezmyślnie rozebrana.
*
Na rozstaju dróg obok przydrożnego barku z napojami i posiłkiem na gorąco spotkaliśmy smętnego wedrowca, który sprawiał wrażenie, że nie ma co ze soba począć. W czasie rozmowy wyznał, że odszedł od żony i ruszył szukać szczęścia w Bieszczadach. Wzruszyła nas jego opowieść, więc kupiłem mu piwo i papierosy, a Alenka z Bukowego postawiła mu ciepły posiłek. I tak pożegnaliśmy samotnika, który szukał nowego miejsca na ziemi, zapominając, że zakapiorskie czasy dawno minęły.
Z Renią na moście nad Sanem w drodze do Dwernika. Poniżej kamienne progi rzeczne, które przy wyższym poziomie wody tworzą wspaniałe kaskady wodne.
I oto zbliżamy się do Dwernika jak wskazuje tablica.
Uroczysko i załom potoku Dwernik. Z prawej strony na załomie potoku wydobywaliśmy żwir na utwardzenie placu nadleśnictwa.
A to drewniany kościółek w Dwerniku zbudowany z materiału po rozebranej cerkwi w Lutowiskach.
Pora opuścić Dwernik i udać się do Chmiela, przez który kilka razy przejeżdżałem do pracy na Sękowiec.
Przełom Sanu pod Chmielem. Pięknie on wygląda z góry od drogi.
A to wodne kaskady na Sanie pod Chmielem. Widok z drogi na Sękowiec.
Zabytkowa cerkiew w Chmielu z dużą kopuła i latarenkami i dwoma mniejszymi na końcach kalenicy dachu. Przejeżdżając obok niej do pracy obiecałem sobie, że kiedyś tu wrócę i zobaczę ją z bliska. I moje marzenie się spełniło z naddatkiem.
Po lewej kamienny nagrobek dawnego właściciela Dwernika, a po prawej płyta z piaskowca z herbem i epitafium wyrytym w starocerkiewnej grece na terenie cerkwi.
A to już Sękowiec i domek myśliwski. Za moich czasów go nie było.
Jeden z domków kempingowych na zboczu wzniesienia. Ten ośrodek należał do nadleśnictwa w Lutowiskach, a my wykonywaliśmy prace porządkowe przed rozpoczęciem sezonu. W sezonie był też w Sękowcu punkt felczerski z dziarskim felczerem, który za kołnierz nie wylewał, ale na robocie się znał.
A to ta słynna stokówka z Sękowca na Rajskie, przez Tworylne, którą oczyszczaliśmy przed budową z krzaków i olch. Co wartościowsze drzewa ścinali zawodowi pilarze, a my spalaliśmi gałezie.
Pora opuścić Sękowiec i pożegnać ośodek kempingowy, który zmienił właściciela z państwowego na prywatnego. Ruszyliśmy na Rajskie stokówką, do której budowy się przyczyniłem. Klucz do szlabanów pożyczyłem od swojego dawnego leśniczego, a były dyrektor Bieszczadzkiego Parku Narodowego załatwił nam przejazd przez ten rezerwat przyrody. Inaczej by się nie dało, bo straż leśna by nas zawróciła i mandatem "ugościła".
Po oddaniu kluczy emerytowanwmu leśniczemu udaliśmy się na mój ostatni ośrodek w Skorodnem, który faktycznie był moim pierwszym OZ-etem w mojej bieszczdzkiej odsiadce. (cdn).
11 komentarzy:
Cudownie tak z Tobą wędrować :)
Piękna ziemia, fajnie powspominać.
Te kaskady to w ogóle ciekawa sprawa, bo o ile dobrze pamiętam, mamy tu do czynienia z nasunięciem się obrzeży fliszu karpackiego na znacznie starsze pola żwirowe.
"Co wartościowsze drzewa ścinali zawodowi pilarze, a my spalaliśmi gałezie" - miałem podobną przygodę ale na Żywiecczyźnie, no i ja byłem na wolności - lipcowa robota przy ścince a przez resztę wakacji było na piwo...
Ty Michał z prędkością światła zwiedzasz::))))Powiem tak...Jakież to biedny żywot ma ten człowiek ,widać że wóda go wykończyła..Ale sam jest kowalem swojego losu .Tam trudno jest bez pracy o przetrwanie ..Robinsonem nie będzie ...Piękne rejony ,ta rzeczka jest urocza u nas sporo takich płynie z wystającymi kamieniami ,bo płycizna..Kaczki i gęsi maja sielankę, bo ryby są tu na wyciągnięcie ręki::))A łabędzie spokojny żywot::)) Pozdrawiam Żonkę i Ciebie ...fajnie tam macie Hej::)))
Pamiętam Michałku, jaki szczęśliwy był ten samotnik, gdy nagle spotkał ludzi, którzy zainteresowali się jego losem i wysłuchali go. Urodzil się w Sanoku, tam się wychował, ożenil. Nie wyszło im to małżeństwo, odszedł. Teraz, bezdomny, wędruje po Bieszczadach w poszukiwaniu gniazdka, w którym mógłby przytulić głowę do ciepłej poduszki. Ojejku Michaś, jak ja kocham ludzi Bieszczadu :))
Pozdrawiam Ciebie i Twoja całą rodzinkę :))
Piękna wycieczka i cudowne zdjęcia.Przełom Sanu i kaskady są przepiękne. I te kościółki...
Pozdrawiam bardzo cieplutko;-)
Ciekawą miałeś wycieczkę Michale.
Serdecznie pozdrawiam:)*
marzy mi sie taki domek kempingowy
Tak, Bieszczady mają swój niepowtarzalny urok i przyciągają swoją magią. Nawet takich, jak ten smętny i bardzo poturbowany przez życie (czyt. samego siebie)wędrowiec.
Bardzo ciekawe fotki.
Pozdrawiam serdecznie!
Z zainteresowaniem przeczytałam wspanialy reportaż ciekawe zdjęcia serdecznie pozdrawiam
Michale, rzadko kto ma tak ciekawe wspomnienia jak Ty!!!!
Bardzo mi się podoba ten Pan z tą Panią na moście :-)))
Serdeczności i wyrazy uznania!
Ładne zdjęcia, ładne miejsca :)
Prześlij komentarz