Na początku lat dziewięćdziesiątych byłem z dwoma kolegami z Fundacji Batorego na Ukrainie, a dokładne we Lwowie i Truskawcu. Co prawda na zwiedzanie nie było czasu, gdyż mieliśmy bojowe zadanie dla przyjaciół z siostrzanej fundacji. Przekazywaliśmy im wiedzę o uależnieniach, programie AA i sprawdzonych metodach terapii. Ja zajmowałem się narkomanią, a koledzy alkoholizmem.
Nie powiem, polubiłem tych ludzi, oglądałem puste sklepy i pełne bazarki z cenami kosmicznymi. Szokiem dla mnie był fakt, że pensja lekarza wynosiła w przeliczeniu hrywiem na dolary, 15 $. Myśmy mieli dietę po 50 $ dziennie. Za wykłady mieliśmy przyzwoite honoraria w złotówkach. Boże, jaka dysproporcja.
Gdy wyjeżdzliśmy do Warszawy zostawiliśmy im kawę, herbatę i cukier. Wcześniej był bankiet pożeganalny, bezalkoholowy, ale z dobrym jedzeniem, który kosztował nieco ponad 30 $.
Jednak nasz raczkujący kapitalizm był mniej zaborczy.
3 komentarze:
Nie doceniamy tego co mamy-tak bylo kiedys i jest dzisiaj. Truskawiec kojarzy sie z dawnym kresowym kurortem, zmarl tam maz Dabrowskiej. I choc we Lwowie Polacy byli jedna z nacji odcisneli swoja obecnosc, juz nie wspominajac o tesknocie za mala ojczyzna. A Ukrainki byly tak piekne jak glosi fama? Malgosia.
Dużo ostatnio wspominasz.
Wspomnienia są cudowne i warto budować następne.
We Lwowie byłam.
Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz